poniedziałek, czerwca 29, 2015

Makrama - zadanie pierwsze

Makrama - zadanie pierwsze
Ostatnio nastała moda na wspólną naukę różnych technik. Gdyby to była zima, to pewnie spróbowałabym się zmierzyć z kilkoma z nich. Niestety o tej porze roku nie jest to takie łatwe. Jednak kiedy Aisha zaprosiła na wspólną naukę makramy, to nie wytrzymałam i zgłosiłam się. Nie jest to dla mnie całkiem nowa technika. Przeżyłam już jeden boom na makramę, który zagościł w Polsce gdzieś tak na przełomie lat 70/80 ubiegłego wieku (Jezu, jak to brzmi!). Plotło się wtedy głównie duże formy: torby na zakupy, osłonki na doniczki i takie tam, ale były też elementy biżuteryjne jak: bransoletki, naszyjniki w stylu indiańskim, paski. Używałam wtedy głównie grubych lnianych nici szewskich i sizalowego sznurka do snopowiązałek pracowicie odzyskiwanego z balików siana dla koni ;-) No i oczywiście koralików, głównie drewnianych. Operowałam przede wszystkim węzłem płaskim. Bransoletek typu shambala zrobiłam sporo i dawniej i ostatnio. Dlatego postanowiłam się trochę zabawić tematem pierwszego zadania. Ale najpierw banerek:


Pomysł chodził za mną już do dawna, tylko jakoś dotychczas nie było pretekstu, żeby go zrealizować. Ten pomysł to połączenie dwóch technik: makrama + wire-wrapping. Tak powstał ten oto shambalowy pierścionek:


Zrobiłam szkielet z posrebrzanego drutu grubości 0,8 mm, na który nawlekłam 3 kulki hematytu o średnicy 4 mm.


Następnie oplotłam dookoła makramowymi węzłami płaskimi z 3 mm drucika, również posrebrzanego. Tak te sploty wyglądają z bliska:


Żeby nie było wątpliwości, że to faktycznie pierścionek - tak prezentuje się na palcu:


Osiągnięty efekt spełnił moje oczekiwania, dlatego z pewnością sięgnę jeszcze kiedyś po ten mariaż technik. A Wy co sądzicie o takim eksperymencie?
Jako, że nie mam całkowitej pewności, czy pierścionek ten można zakwalifikować jako spełniający założenia zadania pierwszego, dlatego na wszelki wypadek zrobiłam też bransoletkę.


Postanowiłam powrócić do źródeł i zastosowałam surowy lniany sznurek i turkusowe drewniane koraliki.


Nie udało mi się znaleźć mojego starego sznurka (na pewno gdzieś jeszcze jest, tylko gdzie?), więc kupiłam takowy w markecie budowlanym. I wiecie co? Pod względem jakości daleko mu do tego starego. Po kilkakrotnym przesunięciu po nim koralików tak się zaczął rozłazić, że z obawy o trwałość bransoletki musiałam trochę zmodyfikować koncepcję i jako rdzenia użyłam zwykłego sznurka woskowanego.


Bransoletka jest zamknięta z klasycznym shambalowym systemem regulacji obwodu. Pomiędzy jego węzłami również umieściłam koraliki.


Mam zamiar przy okazji kolejnych zadań w zabawie dorobić jej jakieś towarzystwo do kompletu.
Jeszcze przed zrobieniem zdjęć bransoletka przeszła test bojowy, zaliczając na mojej ręce całodniowy rowerowy wypad do Puszczy Niepołomickiej. Zniosła to bardzo dzielnie i bez uszczerbku na zdrowiu - w przeciwieństwie do mnie, ale czego się spodziewać, kiedy po prawie 20 latach rozbratu z rowerem robi się od razu 60 km wycieczkę, całe szczęście po płaskim. Ale dziś wieczorem odważyłam się już zejść do piwnicy (a schody mam strome) i kolanka mnie uniosły, więc chyba będę żyć ;-)
Wycieczka okazała się nader udana, bo po raz kolejny okazało się, że "telewizja kłamie". Wszystkie media zgodnie podawały, że w niedzielę w całej Polsce ma lać od rana do wieczora. Tym czasem zaliczyliśmy tylko kilka słabych przelotnych deszczyków, które prawie w całości zostały wyłapane przez gęste puszczańskie listowie i jedną krótką ulewę, którą również przeczekaliśmy pod drzewami na skraju lasu (prawie na sucho). Za to jakieś 100 m od nas wyglądało to tak:


Żubrów nie widzieliśmy, ani czarnego bociana, tylko dwa zaskrońce i wielkie stado "zwykłych" białych bocianów na łące. Niestety nie przyszło mi głowy, żeby zrobić im zdjęcia, więc dokumentacji nie ma. Za to dzięki takiej, a nie innej pogodzie w ogóle nie było komarów, co w tamtym rejonie jest prawie niespotykane.

poniedziałek, czerwca 22, 2015

Metal

Metal
Tytuł mówi wszystko. Postanowiłam wziąć udział w kolejnym wyzwaniu Szuflady. Tym razem tematem jest metal.


A ja przecież od jakiegoś czasu zaginam ogniwka (prawie jak świstak sreberka). No to zrobiłam bransoletkę. W pierwszym odruchu miałam pójść w miedź i wire wrapping, ale ten projekt jakoś tak sam mi się narzucił:


Bardziej metaliczna już być nie mogła. Ogniwka, z których jest wypleciona są ze stopu żelaza (nie wiem dokładnie co to za stop, ale lgną do magnesu jak się patrzy) i pokryte czarną powłoką (metody też nie znam, ale powłoka jest bardzo mocna i trwała). To moje ulubione ogniwka do chainmaillu - są twarde i nie rozginają się bez pozwolenia, a powłoka się nie ściera, ani podczas zaginania, ani podczas noszenia. Zaopatrzyłam się kiedyś w sporą ich ilość, w różnych kolorach i niektóre niestety już zaczynają mi się kończyć - chyba będę musiała uzupełnić zapasy. Ale wracając do tematu. Złote (choć w sklepie opisane były jako brązowe) kulki, które wykorzystałam to najbardziej metaliczny spośród minerałów, czyli hematyt.


Podobnie jak poprzednio kulki (10 mm) oplotłam "Romanovem", czyli wariacją splotu bizantyjskiego, wykonaną z ogniwek o średnicy 6 mm. Poszczególne segmenty połączyłam dużymi (12 mm) ogniwkami, a żeby nie było im łyso dołożyłam jeszcze czarne metalowe kuleczki.


Bransoletka jest ciężka, więc powinna być dość ciasno zapięta na nadgarstku, żeby się ładnie układała.


Dlatego zrobiłam tylko 8 segmentów i dodałam kawałek łańcuszka do regulacji obwodu. Na końcu wisi jeszcze jedna kulka hematytu. Zapięcie na karabińczyk. 


Jako się rzekło, moją metaliczną bransoletkę zgłaszam do Szuflady.


A teraz lecę nadrabiać zaległości w blogosferze, bo ostatni weekend kompletnie wypadł mi z kalendarza i to niestety nie z powodu błogiego leniuchowania ;-)

PS. Moje dziewczyny stwierdziły, że bransoletka jest mroczna i z pewnością wieszczy nieszczęście, w związku z tym została ochrzczona imieniem Cassandra.

czwartek, czerwca 18, 2015

Koral w czerni

Koral w czerni
Sądząc po komentarzach spodobało Wam się chainmaille. No to jeszcze trochę Was tym pomęczę. Tym razem zrobiłam same kolczyki. Trochę mniejsze od tych. 6 mm kulkę czerwonego korala ubrałam w czarne ogniwka 5 mm i podwiesiłam kropelkę korala. Splot ten sam, co poprzednio, czyli "Romanov".


Muszę się przyznać, że bardzo mi się te kolczyki podobają.


Są delikatniejsze od poprzednich i te kolory...


Jeszcze jedna "kolcza" rzecz czeka na publikację i na razie chyba będzie dość ogniwek na jakiś czas.

Ten post jakiś taki krótki mi wyszedł, to pokażę Wam jeszcze jak się moja biała róża wystroiła. Mam ją już kilka lat i zawsze miała białe kwiaty. Tym razem w niektórych różyczkach pojawiły się pojedyncze różowe płatki, ale ta to już chyba trochę przesadziła:


Nikt jej nie malował. Ona sama tak.

poniedziałek, czerwca 15, 2015

Skarby Bizancjum

Skarby Bizancjum
Moja córka już od dawna mówi mi, że powinnam robić więcej biżuterii chainmaille. Jest to dość specyficzny rodzaj biżuterii, pewnie nie każdemu się podoba, poza tym ma swój "ciężar gatunkowy" - te ogniwka trochę sobie ważą. Ja w zasadzie nie mam nic przeciwko, no może tylko, że to jednak ciężka fizyczna praca. A Wy co sądzicie na temat tej techniki?
Jako, że ostatnio wyciągnęłam pudełko z ogniwkami przy okazji tego kompletu to tak jakoś z rozpędu zrobił mi się jeszcze jeden komplecik. Początkowo miały być tylko kolczyki, ale zaczęłam od tej większej kulki i zrobiło się zdecydowanie za duże jak do ucha, więc powstał wisiorek. Kolczyki oczywiście też. Taki komplecik:


Tak, teraz już wszystko jasne. Kolory mówią wyraźnie, że to moja praca na czerwcowe Cykliczne Kolorki. Padło na zestawienie: żółty+czerń, choć bardziej korciło mnie to drugie, ale materiałów odpowiednich nie miałam. Banerek:


Kolor żółty reprezentują kulki jadeitu, a czarny ogniwka zamknięte w splocie bizantyjskim. To jeden z moich ulubionych. Daje spore możliwości wykorzystania przestrzennego. W międzyczasie dowiedziałam się, że taki sposób wykorzystania splotu bizantyjskiego do oprawy kulki to "Romanov".
Zacznę od kolczyków. Kulkę jadeitu 8 mm ubrałam w Romanova z czarnych ogniwek 6 mm. To dość częsty motyw w biżuterii chainmaille. Trochę mało wydawało mi się żółtego, więc na dole podwiesiłam jeszcze jedną taką samą kulkę. całość zaczepiłam na czarnych otwartych biglach.


Kolczyki nie są duże (ok 2 cm szerokości i 3 cm długości bez bigla), ale swoje ważą (ok 5 g każdy).


Do wisiorka wybrałam większą, bo 14 mm kulkę, za to "oprawka" jest z mniejszych ogniwek (5 mm). Wcale nie było łatwo dopasować wielkość oprawy do tego kamyczka, ale w końcu mi się udało.


Wisiorek jest większy od kolczyków i w tym przypadku nie mam wątpliwości, że żółtego jest zdecydowanie ponad 50%. U dołu również wisi mniejsza kulka.


Na potrzeby sesji zdjęciowej zawiesiłam go na kawałku czarnego łańcuszka, ale nie mam pewności, czy rzeczywiście tak jest najlepiej. Na razie nie robię żadnego ostatecznego nośnika.


Mam nadzieję, że udział procentowy żółtego jest wystarczający i mój komplecik nie siądzie Stefanowi na żołądku, choć obawiam się, że może być trochę ciężkostrawny.


Jeśli by kogoś interesowało, to: na kolczyki zużyłam dokładnie po 32 ogniwka o średnicy 6 mm, a na wisiorek 63 ogniwka 5 mm, 2 ogniwka 6 mm i jedno 8 mm (zamiast krawatki).

Jeśli chodzi o kolor żółty, to tak, lubię. Jest taki optymistyczny. Mam kilka bluzek w tym kolorze, najchętniej zestawiam je z ciepłym brązem, ale tak naprawdę to pasuje prawie do każdego mocnego koloru (granat, czerwień...). W wystroju wnętrz jak najbardziej. Kiedyś marzyły mi się ściany pokoju w słonecznym żółtym, ale niestety w tamtych czasach farbę do ścian można było kupić tylko białą i kombinować z pigmentami, no i nie udało się zamierzonego efektu osiągnąć - wyszedł intensywny kremowy.
I jeszcze pytanie dodatkowe: "z czym kojarzy Ci się żółciutki kolor". A to zależy od pory roku. I tak: zimą nie kojarzy mi się wcale, wiosną z pierwszymi kwiatami (żonkile, krokusy, forsycja), latem z łanami słoneczników, a jesienią ze spadającymi liśćmi.

Na koniec chciałam jeszcze pokazać coś prawie w temacie. Podczas ostatniego długiego weekendu taka oto dzika lokatorka próbowała zamieszkać na naszym tarasie. Kolory ma bardzo "czerwcowe": jest i żółty, i czarny, i bordowy, dlatego pozwoliłam sobie pokazać ją w tym poście.


Cudna, prawda?


Jakby ktoś nie wiedział to królowa szerszeń próbowała założyć sobie gniazdko tuż nad drzwiami prowadzącymi z tarasu do domu. Ależ się uwijała! To piękny owad i niezbyt agresywny, ale jednak ewentualne użądlenie może być bardzo groźne, a to zdecydowanie za bliskie sąsiedztwo dlatego z ciężkim sercem musieliśmy zarządzić jej natychmiastową eksmisję.

czwartek, czerwca 11, 2015

Gąsieniczki trochę inaczej.

Gąsieniczki trochę inaczej.
Tak właściwie to bardziej stonogi, albo krocionogi :)
Po zrobieniu wężowych bransoletek tej i tej zostało mi trochę koralików Long Magatama. Postanowiłam te resztki jakoś wykorzystać. Tak postały dwa eksperymentalne krocionogi.

Najpierw wzięłam na tapetę wyjątkowo nierówne Longi w kolorze Opaque Jet. Zestawiłam je z TOHO 11/0 w kolorach: Metallic Hematite, PF-G Blue Slate, Transparent Frosted Crystal i PF-G Brick Red. Wykończenia metalowe w kolorze czarnym. Wzór to klasyczna gąsieniczka na 8 koralików w rzędzie.


Z jednej strony metaliczne cieniowanie:


Z drugiej drapieżny zygzak:


Wykorzystanie "jedenastek" nie było bynajmniej strzałem w dziesiątkę. Okazały się za małe dla Long Magatama. Po pierwsze LM mają za mało miejsca, co powoduje, że nie sposób je równo ułożyć. Wrażenie potęguje jeszcze wyjątkowa nieregularność tych koralików - rozbieżności i to dość spore są we wszystkich możliwych wymiarach. Jak by się nie starać stale są mocno zmierzwione:


Poza tym po wykorzystaniu wszystkich, które mi zostały sznur był zbyt krótki jak na bransoletkę. Musiałam uciec się do fortelu i jako przedłużkę zastosowałam kulkę wyplecioną z Super-Duo Opaque Frosted Jet:


Jedyne, z czego jestem naprawdę zadowolona w tej bransoletce to kolorystyka. Bardzo fajnie wygląda zwłaszcza to cieniowanie w metalicznych kolorach (już kiedyś robiłam coś takiego, ale z koralików Silver-Lined).

Wyciągnęłam wnioski z błędów i drugą bransoletkę zrobiłam już z 8/0. Koraliki: Long Magatama Opaque Red Picasso, Matubo 8/0 Luster-Metalic Grey i Opaque Red-Picasso Silver oraz TOHO 8/0 Opaque Jet. Gąsieniczka na 6 w rzędzie.


Z wierzchu też zygzak:


Brzuszek czarny:


Zapięcie magnetyczne:


Kolory i rozmiar zastosowanych koralików powodują wrażenie pewnej masywności, żeby nie powiedzieć ciężkości, ale zapewniam, że to tylko złudzenie. Za to Longi układają się równiutko:


Z tej bransoletki jestem bardzo zadowolona. Świetnie wygląda strona z zygzakiem, jest taka... kamienna.
Jeszcze na koniec porównanie obu wersji. Zygzak:


I z drugiej strony:


W ostatnim czasie znacznie szybciej powstają różne nowości, niż jestem wstanie je pokazać. To jeszcze nie koniec bransoletek, a w kolejce czekają już gotowe kolejne prace. Okazuje się, że najbardziej brakuje mi czasu na siedzenie przed komputerem. Dlatego nie miejcie mi za złe jeśli nie zostawiam u Was śladu po sobie. Zaglądam, podziwiam, ale zazwyczaj nie starcza już czasu na zostawienie komentarza. Do następnego... :)

PS. Schematy na obie gąsieniczki są już w zakładce "Moje schematy koralikowe" :)

wtorek, czerwca 09, 2015

Zabransoletkowało mnie!

Zabransoletkowało mnie!
Nie pamiętam, żeby kiedyś zdarzyło mi się w tak krótkim czasie zrobić tyle bransoletek, co ostatnio. Zdecydowanie dłużej trwało przygotowanie ich do publikacji (zdjęcia i te sprawy). Nie pokażę ich jednak zbiorczo, bo są trochę z innej beczki.
Na początek więc dwie najprostsze. Obie szydełkowo-koralikowe w okolicach czerwieni.
Pierwsza krwista (taka bardziej tętnicza) na 6 koralików w rzędzie z TOHO 11/0 w kolorze Transparent Lt Siam Ruby:


Końcówki i zapięcie w kolorze srebrnym. Bez żadnych dodatkowych ozdobników (tylko kawałek łańcuszka regulacyjnego):


Druga to kolejna bangle do mojej kolekcji. Też na 6 w rzędzie, z TOHO 11/0 Transparent Garnet:


Oczywiście zszyta na okrągło.


Do zestawiania z innymi bangle. Na przykład:


Lub:


Obie bransoletki na czerwonym kordonku.
Kolejne będą trochę bardziej skomplikowane ;-)

piątek, czerwca 05, 2015

Komplet pomarańczowo fioletowy - epilog

Komplet pomarańczowo fioletowy - epilog
W ramach likwidacji półUFOków uzupełniłam mój trochę szalony pomarańczowo-fioletowy komplet o ostatnie dwa elementy, czyli naszyjnik i pierścionek. Dla przypomnienia: pierwsze były te kolczyki wykonane na lutowe Cykliczne Kolorki u Danutki, potem bransoletka na wyzwanie "Kwiecień plecień" w Craft Style.
Do naszyjnika wykorzystałam największą bryłkę masy perłowej, jaką miałam i oplotłam ją drucikami podobnie ja kolczyki, lecz zgodnie z sugestiami komentujących z większą ilością macek (bo co poniektórym kolczyki skojarzyły się z ośmiornicą). Z oplotem starałam się wpasować w naturalne kształty bryłki:


W nawiązaniu do bransoletki zamiast krawatki wyplotłam trójkątny chaimaillowy element i zawiesiłam na łańcuszku własnej roboty:


Co do łańcuszka, to "odkryłam" tę formę niechcący przy okazji bransoletki i tak mi się spodobała, że pomimo iż już od dawna miałam gotowy makramowy sznurek do powieszenia tego wisiorka to jednak zmieniłam zdanie. Było z nim trochę zabawy. Ale przynajmniej dzięki niemu po raz pierwszy od lat obejrzałam (no, może raczej wysłuchałam) całą galę Eurowizji, od deski do deski. Zaopatrzyłam się w zwój miedzianego drutu, miedziane koraliki i taki oto zestaw narzędzi:


Może Was zdziwić ten ogryzek pilniczka do paznokci, ale wierzcie mi - nie ma lepszego narzędzia do wyrównywania końcówek drutu. Koniec konkursu zastał mnie z takim pobojowiskiem:


Dokończyłam łańcuszek nazajutrz i okazało się, że w rozpędzie przygotowałam dwa razy tyle ogniwek, jak było mi potrzeba. Nie ma więc wyjścia, trzeba będzie jeszcze coś z niego zrobić ;-)
A tak prezentuje się naszyjnik razem z kolczykami:


I na ekspozytorze:


Ostatnim brakującym elementem był pierścionek. Tym razem wybrałam jedną z najmniejszych bryłek. Również starałam się wykorzystać jej naturalną strukturę. Wyszło takie coś:


I na palcu:


Całość jest psychodelicznie wręcz kolorowa:


Na szczęście na ludziu są znacznie większe odległości pomiędzy poszczególnymi elementami kompletu i nie sprawia on wrażenia aż takiej pstrokacizny.

Wykorzystane materiały: bryłki pomarańczowej masy perłowej, drut miedziany 8 mm i miedziany powlekany na fioletowo 4 mm, koraliki Metal Seed Beads 11/0 Copper, ogniwka miedziane o średnicach: 5 i 6 mm. Narzędzia - jak na załączonym obrazku. Poza tym kilka milimetrów paznokcia i parę odcisków na palcach.
Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger