środa, listopada 18, 2015

Kolczyki dla Marylin

Bardzo spodobało mi się to wyzwanie. Mimo deficytu czasu postanowiłam coś zrobić. Banerek:


Na początku zaczęłam się zastanawiać, z czym kojarzy mi się z Marylin Monroe. Dla odświeżenia pamięci przejrzałam też sporo jej zdjęć. No więc przede wszystkim kolczyki. Bogate i błyszczące. Okazuje się, że bardzo rzadko nosiła naszyjniki. Materiały to złoto, perły i brylanty. Kolory biały, potem długo nic i czerwony.
Starałam się zawrzeć w mojej pracy wszystkie te elementy. Powstały takie oto kolczyki:


Oczywiście moja wersja jest trochę oszczędnościowa: złoto to tylko pozłacany metal, perły są szklane, a brylanty to szlifowany czeski kryształ.
Wymyśliłam sobie taką formę, gdzie nośnikiem jest bogaty sztyft, z którego luźno zwiesza się błyszcząca część wisząca. Jak nie przepadam za sztyftami, tak w tym przypadku nic innego mi nie pasowało.


Sztyft to element chainmaille Romanow z białą perłą w środku.


Element wiszący robiłam chyba z dziesięć razy. Na początku próbowałam jakoś wykorzystać 3 mm biconki Crystal AB, ale żadna z wersji mi się nie spodobała. Ostatecznie zdecydowałam się na aluminiowe łuski, o których pisałam ostatnio - pod spodem większa złota, na wierzchu mniejsza czerwona. Na łuskach wisi zawieszona na złotych ogniwkach fasetowana szklana kropelka w kolorze delikatnie różowym. Mogłaby być bardziej błyszcząca, ale tylko taką miałam.


Jednym z elementów nośnych dla kryształka jest Mobius - bardzo prosty i efektowny splot, często wykorzystywany w biżuterii.


Kolczyki są zdecydowanie wieczorowe, nawet mój aparat tak stwierdził, bo żadne ze zdjęć przy dziennym świetle nie wyszło tak dobrze, jak to zrobione w sztucznym wręcz agresywnym oświetleniu halogenowej lampki. Dopiero na nim i kolory i blask wyszły mniej więcej takie jak w rzeczywistości.


Od dawna już kombinuję jakby zrobić sztyfty w technice chainmaille bez lutowania i klejenia. Wypróbowałam kilka wersji, ale plecionki nie są dość sztywne i w każdym wypadku sztyft się trochę ruszał. Ostatecznie złamałam się i przykleiłam sztyfty ze stali chirurgicznej (w przypadku metali pozłacanych lub posrebrzanych lutowanie niestety nie wchodzi w grę).


Zrobiłam jednak zdjęcie ostatniej z wersji z "wrabianym" sztyftem. Tak to wyglądało:


Wyglądało może nieźle, ale sam sztyft był trochę niestabilny i zdecydowałam się go jednak zmienić. Okazało się to zdecydowanie dobrym posunięciem, bo teraz, kiedy sztyft zamocowany jest centralnie kolczyki znacznie lepiej "leżą" w uchu.
Wydaje mi się, że kolczyki dobrze będą wyglądały z tą bransoletką. Elementem wspólnym oprócz kolorystyki jest Mobius:


Mam nadzieję, że Marylin spodobałyby się takie kolczyki i miałaby ochotę je nosić (no może wykonane z odrobinę szlachetniejszych materiałów), zatem zgłaszam je na wyzwanie Kreatywnego Kufra.

Jeszcze coś. Dziś rano przywitał mnie taki widoczek. Musiałam Wam go pokazać :)


Nie było deszczu, słońce pięknie świeciło, a ta tęcza powstała w chmurze. Wybaczcie jakość zdjęcia, ale robiłam komórką z samochodu.

22 komentarze:

  1. A ja sztyfty bardzo lubię, zwłaszcza takie "bogate" - odmieniło mi się po wieeelu latach (wcześniej tylko bigle i nic innego). Niedawno zaczęłam się też coraz bardziej przekonywać do złota, więc kolczyki podobają mi się bardzo (łuski są świetne) :-) Pozostaje mi życzyć powodzenia i trzymać kciuki (wszystkie cztery) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie (szczególnie za te cztery kciuki;-))! A co do sztyftów to bardzo mi się podobają, ale do ich noszenia przydałyby się choć trochę odstające uszy, a moje raczej ciasno przylegają i sztyfty po prostu mnie kłują. Szczególnie podobają mi się sztyfty właśnie jako nośnik do dużego wiszącego kolczyka.
      Jeszcze raz dzięki :)

      Usuń
  2. Sama bym z chęcią nosiła takie kolczyki :) Śliczne!
    Powodzenia w wyzwaniu
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawie

    diamenty... nie dość, że wieczne , to jeszcze podobno są najlepszymi przyjaciółmi kobiety ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, podobno... nie wiem tylko czy taka imitacja też się łapie do tej definicji ;-)

      Usuń
  4. śliczne Agatko - myślę że Marylin nie pogardziłaby nawet samymi takimi sztyftami - bez dyndadełek, bo są piękne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Ale dyndadełka być musiały, koniecznie ;-)

      Usuń
  5. Piękne kolczyki, robią wrażenie. Są cudne. A tęcza jest niesamowita, nie spodziewałabym się jej w listopadzie, ale fajnie. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Z tego co wiem to wczoraj w okolicach Krakowa było sporo tęcz, pogoda była tak zwariowana, że w jednym miejscu świeciło słońce, a 2 kilometry dalej lało jak z cebra, a za pół godziny odwrotnie (i tak przez cały dzień). Za to dzisiaj jest piękne słońce :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Naprawdę śliczne kolczyki, pełne uroku i czaru.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolczyki mimo że z zamienników Marylin na pewno by pokochała bo wyglądaj pięknie i na bogato. Świetnie kombinujesz z ogniwkami tworząc coraz to ładniejsze formy czy sploty ;) bardzo mi sie podobaj powodzenia w wyzwaniu Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Marzenko! Nowych splotów jeszcze nie wymyślam, cały czas kombinuję z kilkoma podstawowymi, choć za każdym razem może wyglądać to trochę inaczej :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Są piękne i niezwykle ozdobne, świetnie sobie poradziłaś Agatko z tym tematem.
    Przesyłam cieplutkie pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  9. super! Pozdrawiam i zapraszam do siebie na candy;-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger