Przesyłka dotarła, więc i ja mogę go już pokazać. Pewnie część z Was pamięta, że miesiąc temu z drobnym okładem rozstrzygnęły się losy wygranej w moim pierwszym Candy. Szczęście dopisało Sylwii B. Zażyczyła sobie ona wisior podobny do tego. Wystawiłam jej cierpliwość na niezłą próbę, ale tak się to poskładało, że datę rozstrzygnięcia wyznaczyłam dokładnie na rocznicę powstania bloga, a akurat w tym okresie nie miałam ani głowy, ani czasu, żeby się za niego zabrać. Najpierw musiałam skończyć kreację studniówkową dla córki. Zaraz po studniówce zabrałam się za wisior, ale już nie zdążyłam wysłać go przed feriami. Na szczęście Sylwia za bardzo na mnie krzyczała, a nawet stwierdziła, że (cyt.) "Było warto na niego czekać troszkę dłużej." Czyli chyba jej się spodobał. Oto on:
Wisior jest wzorowany na tym, ale nie jest oczywiście identyczny. Z różnych względów. Kto sam tworzy rękodzieło, ten zna je wszystkie, no po prostu się nie da. Taki sam jest jedynie rozmiar - całkiem spory rozmiar (ok 3,5 x 4 cm):
Wisior wykonałam ze srebrnych drucików i łezki ciemnoniebieskiego jadeitu. Jego odcień jest w rzeczywistości ładniejszy niż na zdjęciach, ale ani mnie, ani Sylwii nie udało się tego w pełni oddać. Ja swoje zdjęcia robiłam w bardzo pochmurny dzień, bo jak świeciło słońce to po prostu brakło mi czasu :)
Według wytycznych Sylwii zachowałam sporą asymetrię, jak w pierwowzorze, choć trochę inaczej rozmieszczoną. Dodatkowo wywijasy na górze wisiorka pozostały po oksydowaniu prawie nie przetarte, w przeciwieństwie do reszty, aby były czarne. Efekt nie jest tak widoczny jakbym sobie tego życzyła, to znaczy nie ma wyraźnego kontrastu, ale zwłaszcza przy słabszym oświetleniu trochę go jednak widać :)
Oprócz wisiora do Sylwii pojechały jeszcze dwa koralikowe drobiazgi, ale zapomniałam im zrobić zdjęcia. Można je zobaczyć u samej obdarowanej o tu.
Kiedy obejrzałam zdjęcia, to muszę zgodzić się z podejrzeniem wyrażonym kiedyś przez Bluefairy, że aparat to jakiś rentgen ma. Znalazłam jeden malutki błąd i kilka miejsc, gdzie drucik się trochę rozjechał, których na żywo nie wyłapałam. Chyba muszę zacząć używać lupy, albo co? Na szczęście tych niedociągnięć za diabła nie da się wyłapać gołym okiem i mam nadzieję, że Sylwia ich nie znajdzie ;-)