Dziś nie pokażę Wam, co ostatnio zrobiłam, bo właściwie to nic nie zrobiłam. Wypoczywałam. Oczywiście zabrałam robótkę i to nawet dwie, ale za koraliki złapałam może trzy razy i to tylko na chwilę, a drutów nawet nie wyjęłam z walizki. Po prostu nie było kiedy. Za to wyjeździłam się nartach. Miałam pewne obawy co do swojej formy, bo nie stałam na nartach równo dwa lata, ale udało mi się przejechać w ciągu 6 dni ok. 150 km, co może nie powala na kolana, ale przetrwałam szczęśliwie i wróciłam do domu w całości, a to już jest powodem do zadowolenia. W dodatku pogoda dopisała cudownie i widoki były wspaniałe! Tak zamierzam być wredna i Wam je pokazać. No, może nie wszystkie, ale kilka.
Z początku było nawet parę chmurek:
A potem już tylko lampa:
Nawet gondolki tłumnie wyległy na balkon, żeby trochę opalenizny złapać:
Obóz był generalnie dla dzieciaków, które jeździły w grupach, ale my, trzy starsze dziewczynki poruszałyśmy się we własnym rytmie trochę odbiegającym od tempa młodzieży :)
A oto tambylcy:
I portrecik:
Ten ptaszek to wrończyk, przedstawiciel krukowatych, wielkości mniej więcej kawki o pięknym kruczoczarnym upierzeniu, żółtym dziobie i czerwonych łapkach. Jest ich w Dolomitach naprawdę dużo, a mentalnością przypominają gołębie z krakowskiego Rynku. Łażą między ludźmi i kradną frytki z talerzy. Niestety nie udało mi się żadnego przyłapać na gorącym uczynku, bo robią to szybciej, jak ja zdjęcia :(
Co dobre szybko się skończyło i trzeba wracać do rzeczywistości. Nie było mnie raptem dziesięć dni, a zaległości blogowe porobiły mi się gigantyczne. Dlatego na Wasze komentarze pod pomarańczowo-fioletowymi kolczykami odpowiedziałam nietypowo, bo hurtem, za co bardzo Was przepraszam, ale zaoszczędzony w ten sposób czas wolę poświęcić na odwiedziny u Was, a jest co oglądać! Ominęło mnie niestety kilka zabaw, w tym konkurs wyboru imienia dla niebieskiej żabki, ale Stefan jest The Best!
Pozdrawiam Was wiosennie i biorę się do roboty :)
Pozdrawiam Was wiosennie i biorę się do roboty :)
no, chociaż na zdjęciach trochę śniegu zobaczymy...
OdpowiedzUsuńnie żeby mnie to smuciło, wręcz przeciwnie ;-D
Tak prawdę powiedziawszy, to nawet tam tego śniegu jak na lekarstwo. Na stokach jest z armatek, a naturalnego trochę powyżej 2000 m npm. Na dole zielona trawka, a jak byłam w tym samym miejscu 6 lat temu to były 3 metrowe zaspy :( Teraz to u mnie wokół domu jest go więcej. Cóż, taka zima... :)
UsuńAle pięknie :) Mam w takim razie nadzieję, że akumulatory naładowane i głowa pełna pomysłów ;)
OdpowiedzUsuńGłowę pełną pomysłów to ja mam zawsze, ale z tymi akumulatorami to już nie zawsze jest tak różowo ;-) Więc taki zastrzyk energii zdecydowanie był mi już potrzebny :)
UsuńNo to żeś się wybawiła, ale nie zazdroszczę, bo nie jestem fanką śniegu, także wystarczą mi piękne obrazki do pooglądania. ;)
OdpowiedzUsuńA ja lubię zimę. Taką prawdziwą, ze śniegiem i mrozem. Niestety coraz rzadziej się taka trafia. A obrazki owszem piękne, choć śniegu jak dla mnie mogłoby być na nich trochę więcej :)
UsuńZimę to ja lubię podziwiać na zdjęciach bo ze mnie zmarzluch, ale widoki piękne a skoro śniegu było niewiele to chętnie bym i ja sobie tak poleniuchowała ;) Pozwoliłam sobie wspomnieć o Tobie u siebie na blogu, chciałam się pochwalić prezentami, które od ciebie dostałam. Wisior jest wspaniały.
OdpowiedzUsuńO, to poczta się spisała, bo nie do końca wierzyłam, że zdążą. Cieszę się, że wisior Ci się spodobał :)
UsuńA zima w tym roku taka ciepła, w sam raz dla zmarzluchów, a w słoneczku to nawet rzec można - upał :)