Wprawdzie kontynuuję naukę sutaszu i ręce mam zajęte igłą i sznurkami, ale chwilowo czekam na dostawę koralików i żeby tak całkiem bezczynnie nie czekać - postanowiłam dla odmiany chwycić za szydełko. Jak pewnie wiecie w pewnym stadium uzależnienia nie da się zbyt długo wytrzymać bez niego w dłoni.
Tak więc w ramach przerywnika wykonałam tę bransoletkę:
Potrzeba posiadania czegoś takiego zrodziła się, kiedy okazało się, że bransoletka łowicka, która towarzyszyła mi przez całe lato, nijak nie chce pogodzić się z długimi rękawami swetra, tudzież jesiennej kurtki. Trzeba mi było czegoś cieńszego, miękkiego i bez zapięcia.
Bransoletka wykonana jest podobnie jak ten naszyjnik z czarnych koralików Preciosa sznurem prostym na 7 koralików w rzędzie i zszyta.
Może być dopełnieniem czarnego koralikowego kompletu:
Wszystkie bransoletki typu bangle staram się robić w tym samym rozmiarze (obwodzie), aby można je było dowolnie ze sobą zestawiać. Do czarnej będzie pasowała złota:
Biała:
Śliczna i taka minimalistyczna :) Zaciekawiłaś mnie bardzo z tym sutaszem - czekam na efekty tej "nauki" :-)
OdpowiedzUsuńW pewnych sytuacjach właśnie takie minimalistyczne są niezbędne. A sutaszem pochwalę się na pewno, jak tylko skończę :)
UsuńŚliczna. W prostocie siła!!! A przy okazji powstał fajny komplecik :) i z niecierpliwością czekam na efekty sutaszu :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Te bardziej skomplikowane "dzieła" ubiera się raz, czy dwa na jakieś większe wyjście i potem leżakują w kasetce, a przecież na codzień też trzeba coś na siebie założyć ;-)
OdpowiedzUsuńA sutasz się szyje ambitnie i powoli zaczyna mnie wciągać ;-)
Świetna:) U mnie dzisiaj dość ... podobnie ;D
OdpowiedzUsuńTak... zauważyłam :) Jakbyśmy się umówiły, tym bardziej, że zastanawiałam się jeszcze nad srebrną... Ale może innym razem. ;-)
UsuńDzięki :)