Ups! i znowu nie było mnie tu dwa miesiące. Ale mam sporo do pokazania takich rzeczy bardziej prywatnych, więc muszę się w końcu zmobilizować 😁
Na pierwszy ogień idzie bransoletka, jaką zrobiłam na prezent imieninowy dla córki. Dla tej córki, która sprowokowała mnie do zajęcia się techniką chainmaille. Jest ona gorącą wyznawczynią szerokich bransoletek bez zapięcia. No to zrobiłam jej takiego elfa.
Splot to Elfsheet, czyli elfweave w wersji płaskiej, inaczej mówiąc kilkurzędowej, a konkretnie siedmiorzędowej. Splot dość misterny, ale niezwykle efektowny. Tak wygląda z bliska:
Bransoletkę uplotłam z ogniwek ze stali chirurgicznej w rozmiarze 5/0,8 mm. Córka, podobnie jak ja nie toleruje niklu, więc muszę uważnie dobierać materiały na biżuterię dla niej.
Ciekawe czy ktoś z Was potrafi zgadnąć ile ogniwek zużyłam? Nie, nie będzie żadnego konkursu, odpowiedź na to pytanie podam na samym końcu tego posta.
Biżuteria, którą nosi moja córka na co dzień, a w szczególności bransoletki, przechodzi niezłą szkołę życia. Ponieważ prowadzi ona dość aktywny tryb życia, a przy okazji (delikatnie mówiąc) nie jest zbyt uważna, to zarówno jej rzeczy, jak i ona sama narażone są na częste urazy. Pierwszy Dragonscale, którego dla niej zrobiłam musiał być naprawiany praktycznie co kilka dni, aż w końcu zrobiłam jej drugiego, ze znacznie grubszych ogniwek. Tu ogniwka są dość filigranowe (czego nie omieszkała z obawą zauważyć), ale zarówno sam splot (dość gęsty), jak i niezwykle odporna i twarda stal chirurgiczna dają nadzieję na dłuższy żywot bransoletki.
Bransoletka jest dość szeroka. Siedem rzędów splotu, mimo dość niedużych ogniwek dało ok. 3,5 cm szerokości.
Jest też ciężka. Znacznie odbiega od średniej wagi mojej biżuterii, bo to aż 57 g z niewielkim "hakiem". Ale obdarowana twierdzi, że wcale nie jest ciężka, ręki jeszcze nie urywa 😉.
Pora na kolejne "dziwactwo" córki dotyczące bransoletek. Mają one być dość ciasne, ale bez zapięcia. I nie na gumce, bo zaraz by ją urwała. Przyznacie, że niełatwo to połączyć. Sploty też nie zawsze łatwo połączyć w kółko. Z Dragoscale była to prawdziwa droga przez mękę, na szczęście Elfa łączy się bardzo łatwo.
Bransoletka ma niecałe 18 cm w obwodzie. Robiłam ją w wielkim strachu, czy jednak nie przesadziłam. Jednak wszystkie dotychczas zrobione dla córki bransoletki kwitowała ona zawsze stwierdzeniem, że mogłyby być ciaśniejsze. Na szczęście posiada ona dość rzadką umiejętność i potrafi tak poskładać kosteczki w dłoni, że przeciśnie przez nią obręcz niewiele większą od obwodu nadgarstka. Na zdjęciu widać, że bransoletka jest naprawdę dopasowana i kompletnie nie wiadomo w jaki sposób znalazła się na nadgarstku. No, czary...
Elfia bransoletka okazała się jedną z moich najbardziej pracochłonnych prac. Mimo, że nie było tu żadnego eksperymentowania, testowania wzoru, wszystko było według znanego schematu, a praca szła mi naprawdę szybko i sprawnie. Zrobienie jej zajęło mi ok 8 godzin zaplatania, jest to czas samej pracy po odliczeniu wszelkich najkrótszych nawet przerw.
Na koniec jestem Wam jeszcze winna odpowiedź na pytanie ile tu jest ogniwek. Otóż cała bransoletka to dokładnie 1140 ogniwek. Robi wrażenie, nie?
Splot to Elfsheet, czyli elfweave w wersji płaskiej, inaczej mówiąc kilkurzędowej, a konkretnie siedmiorzędowej. Splot dość misterny, ale niezwykle efektowny. Tak wygląda z bliska:
Bransoletkę uplotłam z ogniwek ze stali chirurgicznej w rozmiarze 5/0,8 mm. Córka, podobnie jak ja nie toleruje niklu, więc muszę uważnie dobierać materiały na biżuterię dla niej.
Ciekawe czy ktoś z Was potrafi zgadnąć ile ogniwek zużyłam? Nie, nie będzie żadnego konkursu, odpowiedź na to pytanie podam na samym końcu tego posta.
Biżuteria, którą nosi moja córka na co dzień, a w szczególności bransoletki, przechodzi niezłą szkołę życia. Ponieważ prowadzi ona dość aktywny tryb życia, a przy okazji (delikatnie mówiąc) nie jest zbyt uważna, to zarówno jej rzeczy, jak i ona sama narażone są na częste urazy. Pierwszy Dragonscale, którego dla niej zrobiłam musiał być naprawiany praktycznie co kilka dni, aż w końcu zrobiłam jej drugiego, ze znacznie grubszych ogniwek. Tu ogniwka są dość filigranowe (czego nie omieszkała z obawą zauważyć), ale zarówno sam splot (dość gęsty), jak i niezwykle odporna i twarda stal chirurgiczna dają nadzieję na dłuższy żywot bransoletki.
Bransoletka jest dość szeroka. Siedem rzędów splotu, mimo dość niedużych ogniwek dało ok. 3,5 cm szerokości.
Jest też ciężka. Znacznie odbiega od średniej wagi mojej biżuterii, bo to aż 57 g z niewielkim "hakiem". Ale obdarowana twierdzi, że wcale nie jest ciężka, ręki jeszcze nie urywa 😉.
Pora na kolejne "dziwactwo" córki dotyczące bransoletek. Mają one być dość ciasne, ale bez zapięcia. I nie na gumce, bo zaraz by ją urwała. Przyznacie, że niełatwo to połączyć. Sploty też nie zawsze łatwo połączyć w kółko. Z Dragoscale była to prawdziwa droga przez mękę, na szczęście Elfa łączy się bardzo łatwo.
Bransoletka ma niecałe 18 cm w obwodzie. Robiłam ją w wielkim strachu, czy jednak nie przesadziłam. Jednak wszystkie dotychczas zrobione dla córki bransoletki kwitowała ona zawsze stwierdzeniem, że mogłyby być ciaśniejsze. Na szczęście posiada ona dość rzadką umiejętność i potrafi tak poskładać kosteczki w dłoni, że przeciśnie przez nią obręcz niewiele większą od obwodu nadgarstka. Na zdjęciu widać, że bransoletka jest naprawdę dopasowana i kompletnie nie wiadomo w jaki sposób znalazła się na nadgarstku. No, czary...
Elfia bransoletka okazała się jedną z moich najbardziej pracochłonnych prac. Mimo, że nie było tu żadnego eksperymentowania, testowania wzoru, wszystko było według znanego schematu, a praca szła mi naprawdę szybko i sprawnie. Zrobienie jej zajęło mi ok 8 godzin zaplatania, jest to czas samej pracy po odliczeniu wszelkich najkrótszych nawet przerw.
Na koniec jestem Wam jeszcze winna odpowiedź na pytanie ile tu jest ogniwek. Otóż cała bransoletka to dokładnie 1140 ogniwek. Robi wrażenie, nie?
Robi ogromne wrażenie, a wygląda na ręce po prostu fantastycznie! Zazdroszczę umiejętności składania się do takich bransoletek, by weszły na rękę ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Kasiu :) Przyznam się, że nie do końca wierzyłam, że ona ją wciśnie, ja z trudem wciskałam na tę część dłoni przed kciukiem, a nadgarstek mamy prawie tej samej wielkości. Na szczęście weszła, bo ja byłam już gotowa na przerabianie (na szczęście dołożenie dodatkowego powtórzenia wzoru nie jest tu wielkim problemem) ;)
UsuńPodziwiam za cierpliwość i świetny końcowy efekt :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń