Czy w ogóle mnie jeszcze pamiętacie? W sumie to nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że nie. Chociaż z drugiej strony spojrzałam w statystyki i wychodzi, że mimo wszystko jeszcze ktoś tu zagląda. Tak czy inaczej nie było mnie tu już prawie dwa miesiące. To znaczy jakiś miesiąc temu zabrałam się za pisanie, właściwie to nawet napisałam posta, ale brakło mi zdjęć. Przerażające jest to, że przez ten miesiąc nic się nie zmieniło, to znaczy nadal ich nie mam. Dlatego dziś pokażę coś innego.
Jakiś czas temu moja najstarsza córka spytała mnie czy robiłam kiedyś nausznice. No, więc nie robiłam. Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Pod koniec grudnia córka miała urodziny, więc postanowiłam zrobić jej te nausznice na prezent urodzinowy. Miały być delikatne, takie bardziej "elfie" (to jej słowa), choć na szpiczaste uszka się nie zdecydowała. Dlatego jedyną słuszną techniką wydawało się być wire wrapping.
Szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam jak się do tego zabrać, myślałam poszukać w sieci jakichś inspiracji i wskazówek, ale ostatecznie poszłam na żywioł. Najpierw zrobiłam prototyp z miedzi, dopasowałam go do ucha, a dopiero potem złapałam za srebro.
Najtrudniej było uformować bazę z twardego drutu. Zajęło mi to ładnych parę godzin. Ciągle coś odstawało to tu, to tam. Za to owijanie to była już sama przyjemność.
No dobra, dość tego ględzenia. Oto efekt końcowy:
Kolczyk ma dwa punkty zaczepienia. Jest to sztyft mocowany w standardowej dziurce w uchu i pałąk, który obejmuje małżowinę u góry.
Bazę wykonałam z jednego kawałka srebrnego drutu próby 925. W miejscu złożenia wlutowałam sztyft zakończony z drugiej strony kulką. Na końcach drutu stopiłam kulki i uformowałam zawijaski.
Wybór kamyczków zostawiłam córce, która zdecydowała się ostatecznie na 3 mm fasetowane kulki labradorytu.
Kto choć raz próbował zrobić zdjęcie labradorytowi ten wie, jakie to trudne. Za żadne skarby nie umiałam wydobyć aparatem tego ognia, choć w rzeczywistości wszystkie kamyczki pięknie błyskały na niebiesko przy każdym ruchu.
Zawijasków nie ma za dużo, bo miało być delikatnie, choć muszę się przyznać, że ręce mnie trochę świerzbiły, żeby jeszcze coś dodać.
Nausznice wykonałam na jedno i drugie ucho, no może nie identyczne, ale bardzo podobne. Robiłam je na wymiar i przy okazji okazało się, że w mojej rodzinie każdy (a raczej każda) ma uszy innego rozmiaru.
Na szczęście udało się je dopasować tak, że ani nie uciskały, ani nie próbowały spadać, co zostało dokładnie przetestowane na Sylwestrowej zabawie. Podobno wzbudzały powszechne zainteresowanie.
A tak wyglądają na uchu.
Prawym:
I lewym:
Na zrobienie zdjęć miałam tylko jedno dopołudnie, i to dość pochmurne, więc są jakie są. I lepsze już nie będą, bo kolczyki poleciały z córką do Zurychu.
Wybór kamyczków zostawiłam córce, która zdecydowała się ostatecznie na 3 mm fasetowane kulki labradorytu.
Kto choć raz próbował zrobić zdjęcie labradorytowi ten wie, jakie to trudne. Za żadne skarby nie umiałam wydobyć aparatem tego ognia, choć w rzeczywistości wszystkie kamyczki pięknie błyskały na niebiesko przy każdym ruchu.
Zawijasków nie ma za dużo, bo miało być delikatnie, choć muszę się przyznać, że ręce mnie trochę świerzbiły, żeby jeszcze coś dodać.
Nausznice wykonałam na jedno i drugie ucho, no może nie identyczne, ale bardzo podobne. Robiłam je na wymiar i przy okazji okazało się, że w mojej rodzinie każdy (a raczej każda) ma uszy innego rozmiaru.
Na szczęście udało się je dopasować tak, że ani nie uciskały, ani nie próbowały spadać, co zostało dokładnie przetestowane na Sylwestrowej zabawie. Podobno wzbudzały powszechne zainteresowanie.
A tak wyglądają na uchu.
Prawym:
I lewym:
Na zrobienie zdjęć miałam tylko jedno dopołudnie, i to dość pochmurne, więc są jakie są. I lepsze już nie będą, bo kolczyki poleciały z córką do Zurychu.
Świetnie wyglądają, na uchu szczególnie!
OdpowiedzUsuńDziękuję Renatko :)
UsuńPotwierdzam, zdjęcia na uszach są super i najlepiej oddają piękno nausznic :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu, ale zdjęcia na uszach są straszne, aparat w ogóle nie chciał mi na nie złapać ostrości, ale i tak musiałam je tu zamieścić ;)
UsuńNo no piękne! nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Madziu, staram się jak mogę, żeby usunąć słowo "niemożliwe" z mojego słownika ;)
UsuńPrzepiękne nausznice, cudne są. A zdjęcia na uszach oddają ich piękno, więc super że są, bo inaczej trudno by mi było sobie wyobrazić jak się je nosi. Piękna praca. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne posty :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Justynko. Wiem, że szczególnie w tym przypadku zdjęcia na modelu były konieczne, a mój ekspozytor z uchem do kolczyków ma kompletnie nie w tym kierunku co trzeba wywierconą dziurkę, więc nie dało się ich na niego założyć. Dlatego pomimo, że są nie całkiem ostre, to tych zdjęć na uchu nie mogłam pominąć.
UsuńO JACIE
OdpowiedzUsuńNo cudeńko Agatko
Takie niby nic, a efekt powalający.
Oj tak przewijałam szybko, aby najpierw zobaczyć na uszach i...
powala
Dzięki Eluniu :) Żałuję tylko, że nie starczyło czasu na porządne zdjęcia.
UsuńAle cudo :) świetne są te kolczyki, podziwiam mocowanie, wszystko idealnie dopasowane, wyglądają stylowo i naprawdę są piękne i te kamyczki, Ach :D pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Muszą pasować, bo robione były dokładnie na wymiar ;) A co do mocowania, to teraz zrobiłabym to trochę inaczej, może następnym razem...
UsuńFantastyczne! Niesamowite :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Joasiu :)
UsuńDzięki Basiu :) No miały być "elfie" to są ;) choć dla prawdziwego elfa musiałyby być już te szpiczaste uszka ;)
OdpowiedzUsuń