No właśnie; fascynacja jak fascynator. Nie wiem dlaczego, ale bardzo nie lubię tego określenia. Jakoś mi nie leży. Dlatego pomimo, że moja praca to według definicji "fascynator", ja pozostanę przy skromnej "ozdobie do włosów".
Od początku bardzo chciałam na kalendarzowy konkurs wykonać wreszcie coś całkowicie chainmaillowego. Tymczasem ciąg skojarzeń zaprowadził mnie do kwiatów kanzashi. Trzeba było jakoś to połączyć. Na szczęście nie okazało się to trudne. Chainmaillowe kwiatki z łuseczek już przecież robiłam, i pięcio- i sześcio-płatkowe. W tym przypadku intuicyjnie wiedziałam, że powinny one być pięciopłatkowe. Dopiero później doczytałam o numerologicznych preferencjach w japońskiej tradycji.
Od początku bardzo chciałam na kalendarzowy konkurs wykonać wreszcie coś całkowicie chainmaillowego. Tymczasem ciąg skojarzeń zaprowadził mnie do kwiatów kanzashi. Trzeba było jakoś to połączyć. Na szczęście nie okazało się to trudne. Chainmaillowe kwiatki z łuseczek już przecież robiłam, i pięcio- i sześcio-płatkowe. W tym przypadku intuicyjnie wiedziałam, że powinny one być pięciopłatkowe. Dopiero później doczytałam o numerologicznych preferencjach w japońskiej tradycji.
Przy próbie odwzorowania formy kanzashi wydały mi się istotne przede wszystkim dwa elementy: wielowarstwowe płatki i środek podkreślony koralikiem. Tak wyglądała pierwsza wersja:
(płatki: aluminium, ogniwka: mosiądz, szklany kryształek 6 mm) |
Przy drugiej przymiarce dwie warstwy płatków ułożyłam na przemian i połączyłam je niezależnie.
Kwiatek zyskał lekko przestrzenną formę, co zdecydowanie mi się spodobało.
Pasował mi tu bardziej okazały środek i wykorzystałam w tym celu gwiazdkę z 6 mm kryształkiem w środku. Gwiazdka jest dokładnie taka sama, jak te choinkowe, tylko udało mi się jeszcze do środka wcisnąć kryształek.
Sporo wysiłku kosztowało mnie połączenie tego wszystkiego "na sztywno". Pierwotnie próbowałam zrobić to posrebrzanymi miedzianymi ogniwkami, ale okazały się zbyt miękkie i musiałam zamienić je na znacznie twardsze, żelazne. Tak to wyglądało od spodu, zanim wylądowało na grzebieniu:
(płatki: aluminium i miedź, ogniwka: ze stopu żelaza i aluminiowe, kryształek szklany 6 mm) |
Pasował mi tu bardziej okazały środek i wykorzystałam w tym celu gwiazdkę z 6 mm kryształkiem w środku. Gwiazdka jest dokładnie taka sama, jak te choinkowe, tylko udało mi się jeszcze do środka wcisnąć kryształek.
Sporo wysiłku kosztowało mnie połączenie tego wszystkiego "na sztywno". Pierwotnie próbowałam zrobić to posrebrzanymi miedzianymi ogniwkami, ale okazały się zbyt miękkie i musiałam zamienić je na znacznie twardsze, żelazne. Tak to wyglądało od spodu, zanim wylądowało na grzebieniu:
Mniejsze kwiatki zrobiłam podobnie jak wewnętrzną część tego większego.
W utrzymaniu formy 3D wydatnie pomogły mi gwiazdki z kryształkami.
(płatki: mosiądz, ogniwka: mosiądz i aluminium, szklany kryształek 6 mm) |
Tym razem ogniwka łączące wykonane są z mosiądzu. A tak wyglądało to od spodu (w ostatecznej wersji te najmniejsze łączące ogniwka między płatkami zamieniłam na jeszcze mniejsze, ale nie zrobiłam już po tym zdjęcia):
Kiedy wszystkie kwiatki wreszcie samodzielnie trzymały zadaną formę, ...
...przystąpiłam do wykonania grzebienia. Niestety nie mam zdjęcia samego grzebienia, choć byłam pewna, że go zrobiłam, ale wyglądało to mniej więcej tak:
...przystąpiłam do wykonania grzebienia. Niestety nie mam zdjęcia samego grzebienia, choć byłam pewna, że go zrobiłam, ale wyglądało to mniej więcej tak:
Uformowałam go z grubego (1,2 mm) drutu mosiężnego, zlutowałam końce drutu, "zęby" skręciłam kilkakrotnie i całość wyklepałam celem usztywnienia. W efekcie jest on dość sprężysty, ale nie odkształca się.
I wreszcie przyszła kolej na umocowanie kwiatków. Nie wierzyłam, że dam radę zrobić to tylko i wyłącznie za pomocą ogniwek, a jednak udało się.
Nakombinowałam się przy tym jak koń pod górę, ale dałam radę :D Na koniec jeszcze połączyłam kwiatki ze sobą i z grzebieniem za pomocą splotu Euro 4 in 1 i tak to teraz wygląda od spodu:
Widok od góry, widać wyraźnie trójwymiarowość kwiatków. |
Na temat kwiatków to właściwie wszystko. W następnym poście poruszę kwestię spiralek.
Na koniec chciałam się trochę pożalić. Albo technika chainmaille nie budzi specjalnego zachwytu w narodzie, albo jest dla większości zbyt egzotyczna. Ciężko się z tym przebić do ludzi. Niby oglądają, ale mało kto kupuje. Moja praca w konkursie też zebrała jak dotąd niezbyt wiele głosów, a kiedy pokazałam wire-wrapping było ich znacznie więcej. Zresztą jak patrzyłam w starszych edycjach pojawiło się już kilka prac chainmaillowych i również tych głosów miały niewiele. Nie mam już pomysłu jak przekonać ludzi do takiej biżuterii.
Żeby jednak nie było tak smętnie zakończę jeszcze kilkoma zdjęciami:
Na koniec chciałam się trochę pożalić. Albo technika chainmaille nie budzi specjalnego zachwytu w narodzie, albo jest dla większości zbyt egzotyczna. Ciężko się z tym przebić do ludzi. Niby oglądają, ale mało kto kupuje. Moja praca w konkursie też zebrała jak dotąd niezbyt wiele głosów, a kiedy pokazałam wire-wrapping było ich znacznie więcej. Zresztą jak patrzyłam w starszych edycjach pojawiło się już kilka prac chainmaillowych i również tych głosów miały niewiele. Nie mam już pomysłu jak przekonać ludzi do takiej biżuterii.
Żeby jednak nie było tak smętnie zakończę jeszcze kilkoma zdjęciami:
Bardzo ciekawie opisałaś etapy powstawania pracy. Jest ona rzeczywiście dopracowana w każdym szczególe. A że obecnie chyba najmodniejszy jest sutasz i koraliki to nic na to nie poradzisz, zresztą podobnie jest z frywolitką. Twoja praca jest bardzo oryginalna i możesz być z niej dumna. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńDzięki. Sama lubię czytać takie opisy techniczne, a wiem, że nie tylko ja :)
UsuńA to moje marudzenie na koniec: to nie chodziło konkretnie o te pracę, tylko o całokształt. Konkurs RS rządzi się swoimi prawami i ja, jako ciągle jeszcze niefejsbukowa i tak stoję tam na z góry przegranej pozycji niezależnie od techniki pracy. Ale faktycznie sutasz i koraliki rządzą na całego. A frywolitka jest cudna i chciałabym się w końcu kiedyś i jej nauczyć :)
Z przyjemnością sobie poczytałam i pooglądałam zdjęcia (zwłaszcza od spodniej strony) :) tylko ta końcowa refleksja mnie zastanowiła, bo myślałam już o tym nie raz. Faktycznie chyba jest tak, że w Polsce chainmaille jest techniką zupełnie niepopularną (a co za tym idzie: niedocenianą) - zauważyłam to już przy okazji blogowego podsumowania na koniec roku, bo "ubyło" mi połowę komentujących. Z kolei za granicą, np. w Stanach, jest zupełnie odwrotnie, tam bardzo dużo ludzi bawi się ogniwkami (to pewnie też zasługa dobrego zaopatrzenia). I znów przykład z autopsji: na instagramie (który mamy dwujęzyczny) żadne inne zdjęcia nie mają takiego zainteresowania jak właśnie chainmaille - tak więc coś w tym jest :)
OdpowiedzUsuńMiałam tych zdjęć w trakcie porobić więcej, ale jakoś się nie udało :(
UsuńA co do końcowej refleksji, to właściwie powiedziałaś wszystko na ten temat :)
Piękne kwiaty po prostu cudne.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ogromnie i ta technika strasznie mnie fascynuje, chociaż, niestety, nie jest dla mnie ;) Tyle podejść i, niestety, niewiele mi wychodzi poza kilkoma prostymi splotami, ale będę się starała wplatać chainmaille w inne moje prace ;)
OdpowiedzUsuńZdziwiłaś mnie, że jest to tak niepopularna technika, myślałam, że ze względu na swoją oryginalność jest bardziej doceniana. Może jednak wpływa też na to fakt, że osoby nie znające się na rękodziele, nie wiedzą, jakie to pracochłonne i nie potrafią docenić pracy chainmalle'owej?