No bo z czego odlewa się dzwony? Z brązu. No dobrze, może raczej ze spiżu, ale to de facto też brąz, tylko trochę podrasowany :)
Moje serce jest z brązu, brązu jubilerskiego. O tym, że zakochałam się w tym metalu już pisałam, to nie będę się powtarzać.
To kolejny krok na drodze oswajania tego drutu. Musiałam spróbować jak się toto lutuje. Więc lutuje się świetnie. Zrobiłam sobie taką bazę, a najbardziej dumna jestem z tej kuleczki, którą utopiłam z okrawków drutu (mam nadzieję, że ją widać):
Baza po zlutowaniu była prawie tak sztywna jak przed włączeniem palnika, co mnie mile zaskoczyło, chyba zacznę do miedzianego w-w wykorzystywać bazy z brązu. Niestety więcej zdjęć z procesu twórczego nie posiadam.
Kiedy byłam na etapie podziwiania swojego dzieła i wymyślania jak rozplanować na tym wire-wrappingowe sploty, to rzucił mi się w oczy ówczesny temat konkursowy do kalendarza Royal Stone: "Urok secesji". To przecież wymarzony temat dla w-w, więc postanowiłam wreszcie się przemóc i zgłosić tam swoją pracę. Dojrzewałam do tego już od dawna, ale najpierw miałam wymówkę, że ja nie fejsbukowa jestem, a potem... już sama nie wiem jaką. Najtrudniejszy jest ten pierwszy raz, teraz mam już pomysł na kolejny temat, ale na razie:
Z secesją kojarzą mi się przede wszystkim te miękkie, wijące się, wręcz roślinne linie. Taki zazwyczaj jest wire-wrapping, więc nie miałam wątpliwości co do techniki. Wspomniane linie można zauważyć oczywiście na samej zawieszce:
Ale to nie koniec. W łańcuszek wkomponowałam kolejne "pnącze":
Zapięcie, które wykręciłam z kawałka drutu:
I jeszcze dodatkowa zawieszka przy zapięciu:
Kolejnym elementem charakterystycznym dla sztuki secesyjnej jest asymetria i raczej luźna kompozycja. Asymetrię zapewnia wypełnienie samego serduszka serduszka, ale i wstawka w łańcuszku występująca tylko z jednej strony.
No i wreszcie kolorystyka: jasna i delikatna, ale nie mdła. Przy wyborze kierowałam się paletą takich mistrzów, jak: Alfons Mucha, Gustav Klimt i Stanisław Wyspiański. Powiem Wam, że jak nie przepadam za pastelami, tak takie kolory do mnie przemawiają. Są to przede wszystkim: złociste brązy (drut brązowy pasuje idealnie). Z reszty palety wybrałam "ciepły" niebieski (czyli taki skłaniający się w kierunku turkusu) reprezentowany przez pastylkę masy perłowej i perłową biel w postaci drobniutkich perełek hodowlanych, które również w tym stylu były często wykorzystywane. Może brakuje trochę czerwieni i pomarańczów, ale stwierdziłam, że co za dużo to niezdrowo i poprzestałam na tym.
Kiedy już skończyłam zawieszkę stanęłam przed nie lada dylematem: na czym ją powiesić? Do wisiora z lawą dobrałam czarne sznurki, ale tutaj nic mi nie pasowało. Na domiar złego półfabrykaty z brązu, a przynajmniej w tym kolorze są u nas prawie nieosiągalne, zresztą i tak nie było już czasu żadne zamawianie.
Postanowiłam więc ambitnie zrobić łańcuszek sama. Z 0,8 mm drutu, oczywiście brązowego wykręciłam i wycięłam około 240 ogniwek. Ogniwka są malutkie: formowałam je na starym drucie do skarpet grubości 2 mm i połączyłam w najprostszy w formie łańcuszek (2 in 1).
Zapięcie oczywiście także własnej produkcji: w tym przypadku drut 1 mm i lekko je sklepałam, ale brąz jest na tyle twardy, że i bez tego dałoby radę.
Ten łańcuszek to był trochę szalony i pomysł i już wiem, że następny wisior z brązu zawiśnie na vikingu, bo wreszcie nabyłam przeciągadło :) Mam nadzieję, że to będzie trochę mniej roboty, a przynajmniej, że moje palce będą przy tym mniej cierpieć.
Jednym z wymagań konkursowych było podanie czasu, jaki zajęło wykonanie pracy. Co prawda nie pracowałam ze stoperem, ale było to ok. 8 godzin, z czego przynajmniej 1/3 zajęło mi wykonanie łańcuszka.
Kolejnym wyzwaniem, kto wie czy nie największym, było zrobienie dobrych zdjęć. Całość jest dość błyszcząca, co bynajmniej nie ułatwiało pracy. Na białym tle trochę znikały białe perełki, na czarnym - mocno błyszczący brąz powodował przekontrastowanie zdjęcia, a aparat miał wielkie problemy ze złapaniem ostrości. W sumie technicznie najlepiej wypadły zdjęcia na szarym tle, choć kolorystycznie są jakieś takie smutne...
Jeśli podoba się Wam moje brązowe serce, to możecie dać temu wyraz i polubić moją pracę TU. Będzie mi bardzo miło, mimo iż zdaję sobie sprawę z tego, że na nagrodę publiczności raczej szans większych nie mam.
Ale to nie koniec. W łańcuszek wkomponowałam kolejne "pnącze":
Zapięcie, które wykręciłam z kawałka drutu:
I jeszcze dodatkowa zawieszka przy zapięciu:
Kolejnym elementem charakterystycznym dla sztuki secesyjnej jest asymetria i raczej luźna kompozycja. Asymetrię zapewnia wypełnienie samego serduszka serduszka, ale i wstawka w łańcuszku występująca tylko z jednej strony.
No i wreszcie kolorystyka: jasna i delikatna, ale nie mdła. Przy wyborze kierowałam się paletą takich mistrzów, jak: Alfons Mucha, Gustav Klimt i Stanisław Wyspiański. Powiem Wam, że jak nie przepadam za pastelami, tak takie kolory do mnie przemawiają. Są to przede wszystkim: złociste brązy (drut brązowy pasuje idealnie). Z reszty palety wybrałam "ciepły" niebieski (czyli taki skłaniający się w kierunku turkusu) reprezentowany przez pastylkę masy perłowej i perłową biel w postaci drobniutkich perełek hodowlanych, które również w tym stylu były często wykorzystywane. Może brakuje trochę czerwieni i pomarańczów, ale stwierdziłam, że co za dużo to niezdrowo i poprzestałam na tym.
Kiedy już skończyłam zawieszkę stanęłam przed nie lada dylematem: na czym ją powiesić? Do wisiora z lawą dobrałam czarne sznurki, ale tutaj nic mi nie pasowało. Na domiar złego półfabrykaty z brązu, a przynajmniej w tym kolorze są u nas prawie nieosiągalne, zresztą i tak nie było już czasu żadne zamawianie.
Postanowiłam więc ambitnie zrobić łańcuszek sama. Z 0,8 mm drutu, oczywiście brązowego wykręciłam i wycięłam około 240 ogniwek. Ogniwka są malutkie: formowałam je na starym drucie do skarpet grubości 2 mm i połączyłam w najprostszy w formie łańcuszek (2 in 1).
Zapięcie oczywiście także własnej produkcji: w tym przypadku drut 1 mm i lekko je sklepałam, ale brąz jest na tyle twardy, że i bez tego dałoby radę.
Ten łańcuszek to był trochę szalony i pomysł i już wiem, że następny wisior z brązu zawiśnie na vikingu, bo wreszcie nabyłam przeciągadło :) Mam nadzieję, że to będzie trochę mniej roboty, a przynajmniej, że moje palce będą przy tym mniej cierpieć.
Jednym z wymagań konkursowych było podanie czasu, jaki zajęło wykonanie pracy. Co prawda nie pracowałam ze stoperem, ale było to ok. 8 godzin, z czego przynajmniej 1/3 zajęło mi wykonanie łańcuszka.
Kolejnym wyzwaniem, kto wie czy nie największym, było zrobienie dobrych zdjęć. Całość jest dość błyszcząca, co bynajmniej nie ułatwiało pracy. Na białym tle trochę znikały białe perełki, na czarnym - mocno błyszczący brąz powodował przekontrastowanie zdjęcia, a aparat miał wielkie problemy ze złapaniem ostrości. W sumie technicznie najlepiej wypadły zdjęcia na szarym tle, choć kolorystycznie są jakieś takie smutne...
Jeśli podoba się Wam moje brązowe serce, to możecie dać temu wyraz i polubić moją pracę TU. Będzie mi bardzo miło, mimo iż zdaję sobie sprawę z tego, że na nagrodę publiczności raczej szans większych nie mam.
Naprawdę cudny :) zrobiłaś mi smaka na brąz ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. Brąz jest naprawdę cudny! Co prawda trochę ciężko się nim owija, ale przynajmniej nie kruszy się jak mosiądz :)
UsuńNaszyjnik jest naprawdę piękny i, tak jak wyżej, chyba mi narobiłaś smaka na ten brąz, bo jak się patrzy na gotową pracę, w dodatku taką, to nietrudno się zakochać :) Dodatkowo podziwiam za ten łańcuszek, choć to czyste szaleństwo :)))
OdpowiedzUsuńGratuluję Royalowego debiutu, będę trzymać kciuki i idę dać lajka :)
PS: No i czekam na vikinga ;)
Dzięki Aniu. Namawiam Was serdecznie na ten brąz bo naprawdę warto. Zgadzam się z opinią, że łańcuszek to było szaleństwo, ale nie żałuję ;) Zobaczymy jak mi pójdzie z vikingiem :)
UsuńCudny naszyjnik- ja fejsa nie mam ale moja Natalia lajka puściła :*
OdpowiedzUsuńDziękuję dziewczyny :)
UsuńNiezwykle starannie wykonana praca! Cudowne serce z brązu, na które nie mogę się napatrzeć!
OdpowiedzUsuńDzięki. Bardzo mi miło :)
UsuńPrzepiękne serduszko, łańcuszek również :) Polubione :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńŚliczne - a Adelę uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJestem pod wrażeniem Twojej pracy! Ta technika jest dla mnie zupełnie obca, więc tym bardziej - podziwiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Gosiu :)
UsuńPatrzę i oczom nie wierzę!! Śliczne to serduszko, zapięcie, wstawka, łańcuszek!!! sama go zrobiłaś - po prostu łał!!! Nie znam tej techniki, ale bardzo mi się podoba!! Lajk poszedł, no bo jakżeby inaczej:))
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńSam wisior robi spore wrażenie. To, że sama zrobiłaś łańcuszek- wielkie brawa. Tym bardziej, że taki drobniutki. Całość wygląda jak zaczarowana. Fantastyczna praca!
OdpowiedzUsuńDzięki. Z tym łańcuszkiem to trochę nie miałam wyjścia. Cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńAGATA - pozwolisz, ze pomilczę, bo tak mnie te serce zauroczyło, że mnie zatkało. MIODZIO!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Elu. Bardzo miło się to czyta :-D
UsuńPiękne serducho:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Dziękuję Moniczko! Pozdrawiam :)
UsuńAgatko patrzę i paytrzę i napatrzeć się nie mogę ,cudo wyszło :)
OdpowiedzUsuńBuziaki pracusiu i nasza zdolniacho
Wielkie dzięki Danusiu :)
UsuńJestem pod wrażeniem :) praca świetnie pasuje do tematu wyzwania, powodzenia!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńPiękne serducho, jakie śliczne zapięcie, wszystko pięknie stworzone :) Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Marzenko :)
UsuńDziękuję bardzo :)
OdpowiedzUsuńWitaj. Robisz naprawdę przepiękne rzeczy. Bardzo lubię wire wrapping. Parę razy próbowałam wykonać coś tą metodą ale wyszły mi same "krzywizny". Albo brak warsztatu albo talentu:( Cieszę się, że odkryłam Twojego bloga. Będę zaglądać żeby móc podziwiać Twoje prace. Pozdrawiam. Ewa
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i zapraszam, będzie mi miło Cię gościć.
UsuńA co do w-w to zawsze na początku wychodzi krzywo, ale nie można się poddawać, bo trening czyni mistrza :)
Pozdrawiam :)