Po raz pierwszy skojarzenie to narzuciło mi się spontanicznie przy okazji pewnej bransoletki, która powstała z połączenia elementów różnych technik: kumihimo, beadingu, pandorki i shambali. Moi obserwatorzy na G+ mogli ją zobaczyć już jakiś czas temu. Oto ona:
Jeśli chodzi o samą bransoletkę i skojarzenie, to dość dokładnie opisałam je tutaj, więc nie będę się powtarzać.
Później, kiedy się trochę zastanowiłam, to doszłam do wniosku, że właściwie wszystko co robię (i nie tylko ja) też jest trochę, jak z tego kociołka. No bo weźmy taką czarownicę: najpierw otwiera Wielką Księgę Zaklęć (czyli instrukcję), bierze do ręki różdżkę (igła, szydełko, itp) i po kolei wrzuca różne dziwne składniki do swojego kociołka. Teraz wystarczy porządny ogień, chwila gotowania, odrobina magii i ... gotowe! Czasem coś wybuchnie i trzeba warzyć od nowa, ale w końcu zawsze się udaje. No powiedzcie, czy nie mam racji?
Stąd taka właśnie nazwa mojego bloga.
A poza tym kiedyś, za młodu sama byłam Czarownicą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz