środa, stycznia 18, 2017

Moje mroźne warsztaty

Tym postem chciałam przyłączyć się do akcji zainicjowanej przez Elę. Szczegóły znajdziecie tutaj. A klikając w banerek przeniesiecie się do posta pod którym dzielimy się swoimi szaleństwami.


Wbrew pozorom sprostanie wymogom zabawy wcale nie jest łatwe, ale postanowiłam spróbować.
Ela ma rację. Niewiele zdarza się nam robić tylko dla siebie. Początkowo nie bardzo wiedziałam co takiego mogłabym zaprezentować, bo do kina nie chodzę (nie lubię), do kosmetyczki także, zakupy to mój codzienny obowiązek, żadna przyjemność, fryzjer to konieczność życiowa (góra kilka razy do roku), ale jednak znalazłam.
Kiedy pod koniec listopada Beatka (Ranya) ogłosiła, że organizuje foamiranowe warsztaty coś mnie podkusiło i zapisałam się na nie. Było to czyste szaleństwo, nie poparte żadną racjonalną koniecznością. Tego typu prace raczej nie wpisują się w charakter mojej działalności, ale co ja na to poradzę, że tak bardzo mi się podobają? Dodatkowego smaczku dodaje temat warsztatów - kamelia, a tymczasem na ostanie urodziny dostałam piękną kamelię (żywą, w doniczce), ale chyba nie potrafię jej stworzyć odpowiednich warunków, bo kompletnie nie chce rosnąć. Tak więc postanowiłam zrobić jej konkurencję, która na pewno nie zwiędnie. Nawet kolor wybrałam podobny.


To była moja pierwsza styczność z foamiranem. Okazało się że praca z tym materiałem nie jest wcale trudna, za to bardzo żmudna. Wykonanie tego bukieciku zajęło mi ok. 4 godzin. Myślę, że wprawne ręce mogłyby ten czas zredukować maksymalnie o jedną trzecią. To naprawdę bardzo czasochłonna technika.


Po podgrzaniu żelazkiem pianka daje się lekko formować, choć jest dość delikatna, szczególnie dla kogoś, kto tak jak ja na co dzień zazwyczaj pracuje z drutem. Mogłam się o tym przekonać kilkakrotnie rozrywając piankę po przyłożeniu do niej zbyt dużej siły ;)


Na razie bukiecik jest niewielki, ale dostałam na koniec trochę materiałów do ćwiczeń. Co prawda nadal jeszcze czekają, bo chciałam zabrać się za nie wspólnie z moimi dziewczynami, a jakoś nie było czasu. Mam nadzieję, że uda się to w lutym, kiedy młodsza jeszcze będzie miała ferie, a starsza będzie już po sesji. Oczywiście pochwalę się efektami. A na razie ja i moja kamelia jeszcze w Katowicach:

(zdjęcie zapożyczone od Beatki)

Pierwszy termin warsztatów (10 grudnia) nie doszedł do skutku i ostatecznie stanęło na 7 stycznia. Termin ten również nie okazał się zbyt fortunny, bo frekwencja zdecydowanie nie dopisała i ostatecznie byłam jedyną kursantką. Prawdopodobnie przyczynił się do tego również fakt, że ta sobota była najmroźniejszym dniem tej zimy, a Katowice, gdzie odbywały się warsztaty jednym z najzimniejszych tego dnia miast w Polsce. Pomieszczenie, gdzie odbywały się warsztaty też do najcieplejszych miejsc nie należało. Na szczęście podczas formowania płatków i listków podgrzewałyśmy sobie palce razem z pianką na żelazku i dopiero przy montowaniu kwiatków na gałązkach zaczęłyśmy się na całego telepać. Aż dziw, że ta fotka zrobiona po zakończeniu warsztatów nie wyszła ruszona:

(zdjęcie zapożyczone od Beatki)

Na koniec jeszcze jeden aspekt "egoistyczny". Do Katowic wybrałam się pociągiem, co spowodowane było głównie względami ekonomicznymi. Niemniej jednak tam i z powrotem pokonałam około dwustu kilometrów nie wsiadając za kierownicę. Ostatni raz taka sytuacja przydarzyła mi się dwa lata temu, a od kiedy przestaliśmy z dziećmi jeździć na wakacje -  może ze 3 razy. Tak więc zamiast ślipić na drogę mogłam w spokoju poczytać książkę, a od czasu do czasu zerkając za okno podziwiać widoki. Muszę tak robić częściej.

14 komentarzy:

  1. jak miło Cię zobaczyć Agato :) a te kwiatki wyglądają zupełnie jak żywe -normalnie nie mogę się napatrzeć - cudne są :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Mirko, te foamiranowe kwiaty są naprawdę genialne :)

      Usuń
  2. Tak to zdecydowanie czas tylko dla Ciebie. Zwłaszcza książka w czasie podróży, oj ja już nie pamiętam kiedy ostatnio jechałam pociągiem 😊
    Kamelia cudna, podziwiałam już u Beatki.
    Miło Cię widzieć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A żebyś wiedziała. Ja też już zdążyłam zapomnieć, jak to fajnie bywało, gdy jeździło się pociągami ;)
      Dziękuję bardzo Anitko :)

      Usuń
  3. Aaa, czyli to były takie warsztaty w wersji exclusive, indywidualne i tylko dla Ciebie :) Piękną kamelię wyhodowałaś, a poza tym fajnie Cię zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Full exclusive można powiedzieć ;D Dziękuję Aniu :)

      Usuń
  4. Agatko, to chyba był jakiś splot okoliczności :-). I zdaje się od początku było tak, że ja tę kamelię wymyśliłam, bo mi coś podpowiadało że muszę, albo rzuciłaś jakiś czar mieszając w kociołku... No bo potrzeby miałaś - Twoja domowa kamelia nie chciała Cię słuchać, a poza tym chciałaś zrobić coś dla siebie :-)
    Nawet ta zimnica spowodowała, że konkurencję wymiotłaś - efekt taki, że nikt poza nami takich kwiatów mieć nie będzie :-). W lutym szykujemy coś nowego, a Ty też myśl (wiesz o czym :-)).
    Dziękuję za piękną relację. Śliczną kamelię zrobiłaś!
    Buziaki przesyłam.
    PS. A ja jutro wsiadam w pociąg. Zabieram szydełko :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie bez udziału sił nieczystych to nie mogłoby się udać, ale w końcu od czego ma się ten kociołek?
      Ja czekam na różę, a o tym myślę ;)
      Dziękuję i pozdrawiam, miłej podróży z szydełkiem w ręku :)

      Usuń
  5. Oj Agaciu - kocham Cię babo.
    Jak fajnie Cię zobaczyć.
    A jeszcze bardziej poczytać te wielkie przyjemności, jakie sobie poczyniłaś.
    I nie mogę uwierzyć, że ten kwiat jest sztuczny, no kochana masz talent. Ale może te czarownice tak mają...
    Lataj dalej po przyjemności na miotełce.
    Przytulam moooooocno. Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Elu, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo coś takiego było mi potrzebne :)
      A ten kwiat jest naprawdę sztuczny, ale to raczej nie talent, tylko genialny materiał, jaki jest foamiran i kilka godzin wytężonej pracy ;)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  6. Kolejna juz odsłona twoich zdolnych rąk :) Podziwiam że w takie zimno udało sie stworzyć śliczne kwiaty , czekam na więcej :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Marzenko, na szczęście piankę formuje się na ciepło, więc i my się przy tym trochę podgrzałyśmy ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Dziękuję Basiu :) PS. Pozory mylą ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyjemności których jestem gotowa pozazdrościć.
    Mimo , że do trójmiasta nie mam daleko, to od dłuższego czasu jeżdżę tam pociągiem , gazetka lub szydełko to plusy. Omijam korki i nie martwię się o parkowanie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger