środa, kwietnia 20, 2016

A jak się toto oksyduje?

Kiedy zastanawiałam się czy zoksydować te miedziane rozetki, takie właśnie pytanie zadała mi Akrimeks. Obiecałam wtedy, że kiedyś napiszę więcej na ten temat. No to właśnie nadeszło to "kiedyś".
W międzyczasie porobiłam trochę zdjęć podczas tego procesu i teraz Wam je pokażę.
Ale najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: Po co właściwie oksydujemy? Otóż oksyda  po odpowiednim przetarciu wydobywa nam z metalowych przedmiotów trzeci wymiar. Uwidacznia i podkreśla ich fakturę i głębię. Szczególnie jest to widoczne w przypadku wire-wrappingu i rzeczy repusowanych lub grawerowanych.
Omówię tu metodę najprostszą i najtańszą, która nie wymaga żadnych specjalistycznych urządzeń itp. Jako modele posłużą mi srebrne kolczyki wire-wrapping:


I takiż miedziany komplecik:


Na powyższych zdjęciach jeszcze przed oksydowaniem.
Potrzebować będziemy preparatu o wdzięcznej, acz skomplikowanej nazwie: "kąpiel do czernienia srebra na zimno". Wygląda to tak:


Taka buteleczka o poj. 80 ml kosztuje kilkanaście złotych i wystarcza na bardzo długo. Ja swoją (na zdjęciu) kupiłam jakieś pięć lat temu i jeszcze całkiem sporo jej zostało. Używam jej do srebra i do miedzi. Musimy też przygotować jakiś niewielki pojemniczek, w którym przeprowadzimy ten proces. Lepiej, żeby nie było to nic z naczyń kuchennych. Ja używam pudełka po margarynie.
Do pojemniczka wlewamy odrobinę preparatu, dosłownie kilka kropel. O, tyle:


I trochę wody. Tyle, żeby zakryło cały oksydowany przedmiot. Tak wyglądają srebrne kolczyki tuż po wrzuceniu do roztworu:


A tak po kolejnej minucie:


W instrukcji na opakowaniu zalecają przed wrzuceniem do roztworu przedmiot odtłuścić, a nawet wytrawić. Ja zazwyczaj tego nie robię, bo i tak potem to przecieram. Jednak jeśli chcemy uzyskać całkiem czarne srebro to trzeba to zrobić. Normalnie wystarczy 1-2 minut w kąpieli, dla wzmocnienia efektu można ten czas trochę wydłużyć, albo dodać ciepłej wody, zamiast zimnej. Można też nanieść punktowo nierozcieńczony preparat pędzelkiem.
Po wyciągnięciu oksydowanego przedmiotu z kąpieli (lepiej nie robić tego rękami, tylko np, pęsetą) należy go dobrze opłukać i wysuszyć. Teraz nasze kolczyki wyglądają tak:


Pozostało już tylko przetrzeć i wypolerować. Najwygodniej użyć do tego specjalnej ściereczki. Można takie kupić w niektórych sklepach jubilerskich. Tak to wygląda:


Ale może to też być drobna pasta polerska, lub ściereczka nasączona płynem do czyszczenia biżuterii. Przecieramy aż do uzyskania satysfakcjonującego nas efektu.
A tak będzie wyglądać Wasza ręka podczas tej czynności:


Na szczęście łatwo się to zmywa wodą.
Z kolei paznokieć to skutek walki z drucikami. Wyrób biżuterii to nie jest czysta, ani lekka robota, oj nie...
Tu macie porównanie jak wygląda srebro przed (po prawej) i po (z lewej) przetarciu. W rzeczywistości różnica ta jest wyraźniejsza, ale aparat widzi to trochę inaczej.


Jeszcze drugi i... tadam! kolczyki gotowe. Zoksydowane, przetarte i wypolerowane. W zagłębieniach srebro pozostało ciemniejsze, a elementy wypukłe są całkiem jasne. To właśnie powoduje ów efekt głębi, o którym wspominałam na początku:


To było srebro. Jak już wspomniałam miedź traktuję dokładnie tak samo, ale na niej to wszystko widać dużo wyraźniej. Oksyda mocniej łapie, a i po przetarciu różnice w kolorze są dużo większe:


Zresztą miedź ciemnieje i bez oksydowania. Wisiorek zrobiłam jakiś tydzień wcześniej, kolczyki są świeżutkie. Już widać różnicę, a po kilku dniach noszenia byłaby jeszcze większa.


Żeby miedź nie ciemniała i pozostała taka różowa czasem zabezpiecza się ją specjalnym preparatem, z kolei srebro może być rodowane. Takich półfabrykatów nie da się zoksydować.
Wszystkie zdjęcia starałam się robić w takich samych warunkach (miejsce, oświetlenie, ustawienia aparatu), ale jednak nic nie zastąpi bezpośredniej konfrontacji. Dlatego zrobiłam też coś takiego. Na jednym zdjęciu: miedź czysta, po wyjęciu z oksydy i wypolerowana.


Oczywiście oksyda do srebra to tylko jedna z mozliwości. Ostatnio miałam okazję wypróbować specjalną patynę do miedzi, o taką:

(zdjęcie pochodzi ze strony sklepu)

Preparat jest dedykowany przede wszystkim do glinek art clay ze szczególnym naciskiem na technikę mokume gane, ale z drucikami poradził sobie równie dobrze.
W tym przypadku postępowanie wygląda trochę inaczej. Na początek trzeba odtłuścić przedmioty przeznaczone do patynowania. Oto biżuteria w wersji surowej:


Po odtłuszczeniu (ja to robię płynem do naczyń) trzeba włożyć je do gorącej wody i zagrzać. Najlepiej postawić garnczek z gorącą wodą na kuchence, na niewielkim grzaniu, żeby była gorąca przez dłuższy czas. Zagrzaną miedź wyciągamy z wody i przecieramy nierozcieńczoną patyną przy pomocy patyczka kosmetycznego lub małego pędzelka. Gdy wystygnie (a dzieje się to dość szybko) wrzucamy z powrotem do gorącej wody i proces ten powtarzamy tak długo, aż nie osiągniemy pożądanego efektu. Można nanieść preparat na całą powierzchnię lub tylko jej wybrane fragmenty. Ja starałam się pokryć patyną całość, ale i tak nie wyszło zbyt równo:


Jednak po wypolerowaniu nierówności zniknęły:


Za to otrzymałam miedź lekko tylko przyciemnioną, z zachowaniem jej ciepłego odcienia brązu. Podobny efekt osiągnęłoby się po pewnym okresie noszenia tej biżuterii bez patynowania.
Oto jak wygląda różnica pomiędzy miedzią oksydowaną płynem do czernienia srebra (po prawej), a patyną do miedzi (po lewej) - druty dokładnie te same:


W sklepach można spotkać jeszcze oksydę do srebra brązową i tęczową (obie na gorąco). Preparatów do barwienia miedzi jest jeszcze więcej. Jak by ktoś był zainteresowany to trafiłam na wykaz receptur przeznaczonych do barwienia metali kolorowych na różne kolory, mogę się podzielić.

I to by było na tyle... Jeśli macie jakieś pytania - chętnie odpowiem.

Gotowe kolczyki srebrne pokazywałam tutaj, miedziany komplecik z kaboszonami tutaj, ostatni - miedzianą pipę knot tutaj.

32 komentarze:

  1. Agatko - niedościgniona mistrzyni moja, uwielbiam patrzeć na Twoje prace. Te plątaniny drucików, które potem tworzą takie cuda. Tworzysz tak piękne rzeczy, że brakuje słów. Ja jestem szczęśliwą posiadaczką jednej 

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczne w obu wersjach. Chociaż miedź wolę jasną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Niestety jasna miedź szybko ciemnieje w użyciu i z różowej robi się brązowa :(

      Usuń
    2. Dziękuję za przystępne i konkretne wyjaśnienie kwestii. Tego własnie szukałam. A propos wiecznie różowej miedzi: na etsy można kupić drut miedziany typu "non tarnish" w szpulkach. Producenci pokrywają go przezroczystą emalią, w związku z czym nie ciemnieje nigdy. Mam jedną taką szpulkę od lat i nadal błyszczy jak pierwszego dnia.

      Usuń
  3. Mnie się bardzo podobają zoksydowane przedmioty. Dzięki Agatko, że tak przejrzyście to opisałaś. Pamiętam swoją pierwszą próbę - wrzuciłam do nierozcieńczonej oksydy pierścionek z drutu miedzianego posrebrzanego. Oczywiście cała powłoka zeszła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też miałam trochę przygód na początku ;) Oksyda dodaje głębi, szczególnie przy w-w dlatego dość często ją stosuję.

      Usuń
  4. fantastyczny post! dziękuję Agatko - teraz już wiem o co kaman :D czy Ty jesteś nauczycielką? robisz fantastyczne lekcje :) po przeczytaniu miałam tylko jedno wielkie AHA! :) to teraz się jeszcze kochana wypowiedz szerzej o rodowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jestem nauczycielką, ale cieszę się, że wszystko zrozumiałaś. Co do rodowania to niestety niewiele mam do powiedzenia. To podobny proces jak pozłacanie czy posrebrzanie. Galwanicznie pokrywa się inny metal (najczęściej srebro lub białe złoto) warstewką rodu - to taki metal szlachetny droższy nawet od platyny o srebrzystym zabarwieniu, który nie ciemnieje (jak np. srebro). Niestety nie da się tego zrobić w kuchni, potrzebna jest specjalistyczna aparatura ;P

      Usuń
  5. Bardzo przejrzyście opisane, na pewno się komuś przyda :)
    Poszaleliśmy kiedyś z zakupami, więc mamy sporo preparatów do oksydowania na zimno i gorąco różnych metali, ale moim nr 1 chyba już zawsze będzie patyna ogniowa - idealna dla leniwych :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką nadzieję (że komuś się przyda). Ja też mam trochę tych preparatów, których prawie nie używam. A patyna ogniowa jest owszem fajna i szybka, gorzej kiedy w zasięgu są jakieś delikatne kamyczki, jak perły, koral, czy nie daj Boże bursztyn. Oksyda na zimno jest bezpieczniejsza.

      Usuń
    2. Zawsze dodawałam kamyczki na koniec, ale faktycznie jeśli są "niewyjmowalne" i wkomponowane w pracę na początku, to tylko oksyda na zimno :)

      Usuń
  6. O rany, ale cuda! :) Nie dość, że takie piękne rzeczy robisz, to jeszcze je tak cudnie potem dogładzasz ;) Napatrzeć się nie mogę, bo lubię takie metalowe zawijasy i podziwiam Twój talent! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja to na pewno nic takiego nie zrobię nigdy, ale z wielką ciekawością poczytałam o tajnikach oksydowania. Wspaniale Agatko potrafisz tłumaczyć :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie zarzekaj się tak, bo nigdy nie wiadomo co nas kiedy napadnie ;) Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Akurat to "nie moja działka", ale chętnie czytam o takich biżuteryjnych sprawach "od kuchni", to szalenie ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepiękną robisz biżuterię. Posta o oksydowaniu przeczytałam z zainteresowaniem, z czystej ciekawości. Gdybym kiedyś potrzebowała to już wiem gdzie zaglądnąć :-)
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Nie znamy dnia, ani godziny, nigdy nie wiadomo, kiedy możesz potrzebować takiej wiedzy.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Naprawdę fantastyczną biżuterię robisz Agatko. Znasz się na tym i to widać. Dla mnie to godne podziwu.

    OdpowiedzUsuń
  11. łał... widać że specjalistka z Ciebie...dla mnie to czarna magia.... powodzonka życzę !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ale wszystkiego nauczyłam się sama, głównie z internetu, może teraz komuś czasu trochę zaoszczędzę :)

      Usuń
  12. Pokazałaś to bardzo obrazowo. Podziwiam Twoją piękną biżuterię :)
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Obrazki to podstawa, są bardziej jednoznaczne od słów :)

      Usuń
  13. świetne informacje:) Nawet ja zrozumiałam;) może kiedyś jak sie wezmę solidniej za druciki to już będę wiedziała gdzie zajrzeć:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że mogę być pomocna :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  14. Świetny post :). Mam nadzieję, że w przyszłości mi się przyda bo od jakiegoś czasu jestem zakochana w biżuterii wire wrapping i kusi mnie by spróbować swoich sił w tej technice.
    Poza tym robisz naprawdę przepiękne prace i bardzo się cieszę, że przy okazji tego posta mogłam znów je podziwiać :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Jak Cię kusi, to po prostu spróbuj. no chyba, że boisz się, że za bardzo Cię wciągnie ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  15. witam, super poradnik! dzięki :) a gdzie kupić tęczową oksydę do miedzi bo nie moge trafić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Tęczową oksydę widziałam ostatnio w Royal-stone, ale jest też w Planetart i pewnie wielu innych sklepach. Jednak jej użycie jest trochę bardziej skomplikowane jak przedstawione powyżej. Jest to oksyda dwuskładnikowa i do stosowania na gorąco. I jeszcze jedno: wszystkie oksydy dostępne w sklepach to oksydy do srebra, nie mam pewności czy wszystkie równie dobrze działają na miedź; ta przedstawiona powyżej działa na pewno, co do reszty, to nie wiem.

      Usuń

Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger