wtorek, stycznia 19, 2016

Zapomniany sweterek

Kompletnie zapomniałam pokazać Wam skończony granatowy sweterek. Tak naprawdę to skończyłam go już dawno, a niniejszego posta napisałam w maju. Zaczęłam go (sweterek) pod koniec marca 2014 roku, o czym informowałam w tym poście, a z drutów zdjęłam tuż przed zeszłorocznym długim majowym weekendem. Od początku z założenia była to robótka "na wychodne", czyli taka, którą dzierga się w kolejce do lekarza, czy w autobusie... Iwona Eriksson nazwała kiedyś taki typ robótki "UFO-kiem świadomym", ja bym to raczej określiła UFO-kiem kontrolowanym. Kontrolę nad nim straciłam dopiero po zdjęciu z drutów - na wszycie zamka czekał dwa tygodnie, a na rozprasowanie i obfotografowanie - kolejnych kilka miesięcy. To prawdopodobnie dlatego, że skończyłam go, kiedy zaczęły się upały, a sweterek pomimo, że cieniutki, to jest bardzo ciepły. Każda myśl o jakimkolwiek bezpośrednim kontakcie z takim grzejnikiem napawała mnie przerażeniem. Jednak już od dawna jest chłodno, a sweterek ciągle czekał na swoją premierę :(
Najwięcej wydziergałam czekając na córkę na basenie. W wakacje tempo spadło. Sporo podgoniłam w czasie Mistrzostw Świata w Siatkówce - kibicując nie dało się robić nic bardziej skomplikowanego. Potem znowu trochę w kolejkach, trochę na basenie i w końcu po nieco ponad roku udało się skończyć. O postępach w pracy miałam regularnie informować na blogu, jednak nie do końca mi się to udało. Było tylko tu i tu. Ponieważ rok to jednak kupa czasu, to pokusiłam się o mały rachunek sumienia i policzyłam ile innych rzeczy zrobiłam w tym czasie (to znaczy do momentu zejścia z drutów). Cóż, trochę się tego nazbierało: 39 bransoletek, 36 wisiorków/naszyjników, 29 par kolczyków, 14 różnego rodzaju zawieszek (charmsów, breloków itp), 7 różnych ozdóbek okolicznościowych, 4 spinki do włosów, 4 pierścionki, 2 koraliki modułowe, 2 patchworkowe poduszki, 1 broszkę, szydełkową serwetkę i koronkę do koszyczka, chustę na drutach, trochę ciuchów (w tym kreację studniówkową dla córki) i skończyłam obrazek krzyżykowy. Powyższe podsumowanie zrobiłam po skończeniu dziergania, do teraz oczywiście zebrało się tego już znacznie więcej. No to chyba raczej się nie obijałam przez ten rok?
Ale wracam do sweterka. Na początek kilka szczegółów technicznych. Włóczkę kupiłam dobre 30 lat temu, bo spodobał mi się ten odcień granatu. Było tego chyba z kilogram. W planie były: spódniczka  i sweterek. Spódniczka powstała dość szybko i na dłuższy czas mi się odechciało. Dlaczego? Otóż włóczka jest bardzo cieniutka. Producent podaje tylko wartość tex=64x3 (dla porównania to tylko odrobinę więcej jak kordonek Muza 10). Skład to 50% wełny i 50% anilany, milutka w dotyku. Robiłam na drutach nr 2,5. Dziergało się nawet niezgorzej, ale bardzo wolno. Spódniczkę pokazywałam w jednym z pierwszych moich postów, o tutaj i tutaj też.
Założenia początkowe: sweterek miał być nie za długi, nie za szeroki (tak, żeby bez problemu mieścił się pod kurtką), zapinany na zamek, z dekoltem w szpic w różne warkocze i plecionki. Reszta wyszła "w praniu".


Rozpoczęłam od dołu od ażurowej plisy i to był jedyny w miarę planowy element. Wzór na niego pochodzi z Burdy Special - Dziewiarskie ABC, Wzory & sploty rocznik 1994. Na początek musiałam nabrać 285 oczek na tułów i ok. 65 na każdy rękaw.


Po skończeniu plisy była już tylko Wielka Improwizacja. Nic nie liczyłam, nie zapisywałam, nie planowałam.


Aby ułatwić sobie pracę robiłam jednocześnie tułów i rękawy, inaczej bym się pogubiła. Niejednokrotnie zaczynając kolejny wzór jeszcze nie wiedziałam jak będzie on ostatecznie wyglądał. Oczywiście nie raz się pomyliłam, czasem wzorek, który sobie wymyśliłam wyglądał trochę inaczej jak w mojej głowie, parę razy następowała zmiana koncepcji "w trakcie". Kilka razy musiałam trochę spruć, ale większość starałam się jakoś zamaskować i wkomponować w ciąg dalszy.
Początkowo myślałam o zwykłych wszywanych rękawach, ale kiedy doszłam do wysokości pachy, zaczęło mnie korcić pociągnięcie tego dalej bezszwowo. Wprawdzie wiązało się to z zastosowaniem raglanowego rękawa, który nie jest dla mnie najlepszym fasonem (moje szerokie ramiona i duży biust), ale z drugiej strony nie ma nic gorszego w ręcznym dziewiarstwie jak zszywanie kawałków. Nie cierpię tego. Dlatego jednak się pokusiłam o ten raglan. Po połączeniu wszystkich części na jednym drucie zrobiło się tego 547 (!) oczek. Na szczęście szybko ubywało.


Wzdłuż zamka, dekoltu i linii raglanu przebiega warkoczyk, dzięki temu nie widać odejmowanych oczek. Ja w ogóle kocham wszelkiego rodzaju warkoczyki i przeplatanki. Nie wiem jednak czy tym razem trochę nie przesadziłam. Zrobił mi się spory misz-masz.


Po kilku różnych podejściach ostatecznie zamek wszyłam na maszynie i okazało się to nadspodziewanie dobrym pociągnięciem.
Bezpośrednio po skończeniu sweterek mnie trochę przeraził, bo był strasznie wąski i wyglądał tak:


Na szczęście po praniu i rozprasowaniu znacznie "przytył" i jest taki jak miał być. Jedynie z powodu  trochę nieplanowanego zastosowania raglanu nie było możliwości zrobienia żadnego naddatku na biust i dekolt zrobił się lekko zaokrąglony, zamiast w szpic, ale mi to specjalnie nie przeszkadza.


Jak widzicie na każdym zdjęciu sweterek ma trochę inny odcień. Niestety taki głęboki ciemny granat to niełatwy kolor do fotografowania, szczególnie zimą, a mój namiot i lampy są trochę za małe. Najbliższy prawdy jest kolor na pierwszym zdjęciu. Na pozostałych skupiłam się na ukazaniu szczegółów kosztem barwy, cóż, coś za coś.
Po drodze musiałam pokonać jeszcze jedne schody. Dotyczyły one drutów. Mam sporą kolekcję drutów na żyłce, bo tylko takich używam. Większość z nich przywiozłam sobie lata temu z NRD. To są moje ulubione. Jak dotąd nigdzie nie trafiłam na lepsze. Wiem, że teraz jest sporo markowych drutów renomowanych firm, ale są one dostępne tylko w sklepach internetowych, a szczególnie przy takiej cenie (naprawdę sporej) to ja nie do końca im ufam i nie kupię jak nie pomacam. Ale wracając do moich - nr 2,5 miałam tylko jedne, na żyłce 80 cm. Na tułów trochę krótka, przerabiałam więc na nich rękawy, a na poszukiwanie takich z dłuższą żyłką ruszyłam w Kraków. I... Zonk! W końcu udało mi się jakieś zdobyć (w sumie 2 szt), ale właściwie nie nadają się do niczego. Chodzi o miejsce łączenie druta z żyłką i w konsekwencji tempo przesuwania po nim oczek. Opisałam to dokładnie tutaj, więc nie będę się powtarzać. W każdym razie: kocham moje stare NRD-owskie druty, szkoda, że już ich się nie kupi.
Gotowy sweterek jest bardzo ciepły i waży dokładnie 300g (bez zamka). Zostało mi jeszcze 260g włóczki. Już mi chodzi po głowie jakaś chusta. Co wy na to? Chyba powinno wystarczyć? Może polecicie mi jakiś ciekawy wzór, bo temperatury wreszcie zrobiły się bardziej zachęcające do tego typu robótek.

19 komentarzy:

  1. Fajny sweterek w superanckim kolorze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. To właśnie przez ten kolor kupiłam tę włóczkę :)

      Usuń
  2. Super sweter w moim ulubionym kolorze, wzór również ciekawy :) pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też mój ulubiony kolor, dzięki. Również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ja sobie tylko powzdycham, bo to dla mnie kosmos - własnoręcznie sweterek wydziergać, ech marzenie :) Co prawda nie do końca rozumiem co czytam ;) ale podziwiam za tyle różnych wzorków i przeplatanek. Kolor też ma fantastyczny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Aniu. Ja od zawsze dziergam sweterki i różne takie, więc dla mnie to zupełnie normalne, choć ten sweterek to było jednak pewne wyzwanie. A kolor jest naprawdę fantastyczny, niestety żadne zdjęcie nie jest w stanie tego oddać w pełni :)

      Usuń
  4. Nie lubię granatowych ubrań, nie wiem dlaczego, może to ze szkoły zostało - granatowe mundurki, spódniczki.
    hihi no mały misz-masz masz! Ale jest Twój i Tobie ma służyć. wszycie zamka na maszynie poszło idealnie, bo to nie takie proste....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, mnie nawet szkolne lata nie potrafiły go obrzydzić i ciągle jest to jeden z moich ulubionych kolorów, ale za to białych kołnierzyków nie cierpię :-D
      Z wzorami warkoczowymi zawsze szłam na żywioł i pełną improwizację, ale nigdy wcześniej nie robiłam tego tak cienką włóczką, stąd ten misz-masz. Z tym zamkiem to próbowałam kilku różnych sposobów, ale jakoś maszynowo wyszło najlepiej :)
      Dziękuję Elu i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. łał! aleś się nadziergała! a ja z ledwością dłubię kwadrat... I byłam z siebie taka dumna, że wreszcie się nauczyłam robić na drutach - za trzecim podejściem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz się co przejmować, w końcu od czegoś trzeba zacząć. Ja też zaczynałam od zwykłych prostokątów, tyle, że to było ponad 40 lat temu i już trochę wprawy nabrałam przez ten czas ;-D

      Usuń
  6. WOW! Chyba rzeczywiście na te wszystkie arany żywioł to jedyna skuteczna metoda. Gdybym miała robić taki sweter bez gotowej instrukcji i rozpisywać te warkoczyki to poległabym prawdopodobnie nie dojechawszy do pach. Chylę czoła. Zamek wszyty zawodowo. Pliska przy szyi idealne wykończenie dla tego swetra. Chylę czoła. Brawo. Czy jest coś czego nie umiesz robić ?:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze swetry robiłam po swojemu i na czuja. Chyba nie potrafiłabym robić według instrukcji, bo od razu korciłoby mnie, żeby coś zmienić. Skorzystanie ze schematu na jakiś ścieg to wszystko, na co mnie stać w tym temacie. Nie lubię robić dokładnych projektów, a nawet jak mi się to zdarzy, to i tak w końcu wychodzi inaczej. Improwizacja wychodzi mi zdecydowanie najlepiej.
      Dziękuję bardzo, a tak, jest coś czego nie umiem, np. papierowa wiklina, albo frywolitka i jeszcze parę innych by się znalazło :)

      Usuń
  7. Jestem pod wrażeniem!
    Po pierwsze ilości przedmiotów, które wykonałaś w ciągu roku; a po drugie - pięknego sweterka :) Nie wiem, czy bardziej podoba mi się kolor, czy te wzory warkoczowe, przeplatane.
    A jednak wiem - faktura :)
    Ja też w swoich zapasach znajdę jeszcze jakąś "zabytkową" włóczkę czy mulinę, albo guziki. Teraz, oprócz biżuterii, dłubię jakiś szal dla córki. Może przed końcem zimy zdążę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ja ciągle muszę coś dłubać, więc się trochę nazbierało. A wzory warkoczowe kocham może nawet trochę do przesady.
      Takich zabytkowych włóczek mam jeszcze cały pawlaczyk i mam ambicję zrobić tam trochę miejsca, więc dłubią się już następne rzeczy :)

      Usuń
  8. To bardzo wymyślny sweterek Agatko, prezentuje się świetnie! Ja już od dawna nie dziergam ale potrafię docenić fachowe wykonanie.
    Cieplutko pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Ewuniu! Ja też miałam długi rozbrat, ale jak już wyciągnęłam druty z szuflady to nie mogę ich znowu schować ;-)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Agatko, no to poszalałaś. Ale efekt jest fantastyczny. Podobają mi się warkocze i przeplatanki w różnych zestawieniach. Dodają robótce wesołości i ciekawości, jest niebanalnie i nie nudno :) Dobrze, że go skończyłaś.
    Ilość wykonanych prac jest niesamowita, czy Ty czasem odpoczywasz? Czy odpoczywasz robiąc?
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ewuniu. No, poszalałam, nie da się ukryć :) A tych prac nie jest wcale tak dużo, większość zrobiłam w czasie, kiedy "normalni" ludzie oglądają telewizję, a mnie ręce świerzbią (zawsze tak miałam).
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Doceniam piękne dzierganie choć sama nie potrafię aczkolwiek żałuję i zazdroszczę umiejętności. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger