Muszę się Wam przyznać, że wybrany przez Danusię kolorek na maj nieźle mną zakręcił. Od razu miałam tysiąc pomysłów i nawet kilka z nich rozpoczęłam, nie mogąc się zdecydować, który będzie najlepszy. Aż tu, nagle i niespodziewanie, zupełnie bez ostrzeżenia maj prawie się skończył. Zorientowałam się w ostatniej chwili. Na szczęście pogoda trochę się poprawiła i dało się cyknąć jako takie fotki.
Taki przerost pomysłów nad możliwościami wynika z tego, że bardzo lubię zadane kolory. Kolor ecru kojarzy mi się głównie z surówką bawełnianą, na którą zawsze polowałam zawzięcie, zawsze kupowałam więcej niż mi było potrzeba i zawsze "schodziła" mi szybciej niżbym się spodziewała. Przeznaczałam ją głównie na "białe" bluzeczki, letnie sukienki, ale także różnego rodzaju haftowane serwetki. W ubraniach kolor ten (również beżowy) lubię zestawiać głównie z niebieskim (od jasnego po granat), ale może być też z brązem lub khaki, raczej nie z czarnym. We wnętrzach natomiast ecru wcale nie kojarzy mi się z przepychem. Oczywiście kiedy zestawimy go ze złotem, to wyjdzie na bogato, ale ja wolę go z jasnym drewnem (najlepiej sosnowym) i wtedy idealnie wpasowuje się w styl rustykalny, który zdecydowanie preferuję i dążę do niego u siebie, choć idzie mi dość opornie. Jest już trochę sosnowego drewna, ściany początkowo białe, teraz brudne (kominek ma swoje prawa) kiedyś się przemaluje (na ecru oczywiście) i duża kremowa kanapa.
Tworząc pracę na "kolorki" poszłam właśnie w tym kierunku (wystroju wnętrz znaczy się) i dałam się ponieść poduszkowemu szaleństwu. Udało mi się niestety wykończyć tylko dwie, ale jeszcze przynajmniej trzy powstaną, tylko nie wiem kiedy.
Miałam w swoich zasobach bardzo starą włóczkę anilanową z odzysku w kolorze beżowym. długo nie mogłam wymyślić co z niej zrobić, chodził za mną pled, ale było jej trochę za mało i nagle (po latach) wymyśliłam poduszki. Na razie są takie:
Beż okazał się bardzo trudnym kolorem do fotografowania. W zależności od oświetlenia bardzo zmieniał się jego odcień na zdjęciach. Z drugiej strony im gorsze światło tym lepiej widać fakturę. Dlatego zamieszczam po kilka zdjęć w różnych warunkach świetlnych. Próbowałam nawet na wspomnianej kanapie, ale tam okazało się zdecydowanie zbyt ciemno.
Pierwsza powstała ta:
Pierwsza powstała ta:
Trochę w ramach odskoczni po granatowym sweterku, który notabene już dawno skończony, tylko jakoś zdjęć się nie może doczekać. Sweterek był robiony w różne warkocze na drutach 2,5. Gdy go skończyłam z wielką przyjemnością złapałam za grube druty (4) i jasną, dość grubą włóczkę. Wybrałam prosty strukturalny wzór, o niewielkim raporcie, żadnych przeplotów, ażurów, tylko prawe i lewe oczka. Wzór pochodzi z archiwalnego wydawnictwa Burdy "Druty i oczka" z 2004 roku. Zero myślenia, tylko przerabianie. Poduszki przybywało bardzo szybko i już od dawna jest w używaniu - bardzo dobrze się spisuje.
Po przejściu powyższej terapii, kolejną poduszkę zrobiłam już w warkocze. Środkowy warkocz pochodzi z gazetki Burdy, pozostałe to już moje luźne wariacje na temat. To właśnie jej początek było widać na zdjęciu z markerami, które pokazywałam tutaj. Pisałyście, że dobrze by one wyglądały jako ozdoby na dzianinie, ale chyba przyznacie, że w poduszce jednak by trochę przeszkadzały ;-) Tak prezentuje się gotowa warkoczowa poduszka nr 2.
Obie poduszki zapinane są na drewniane guziczki. Myślałam, że kupię jakieś ładne, przecież teraz w sklepach podobno jest wszystko, ale takich nie było. Musiałam sięgnąć do starych (bardzo starych) zapasów i tam na szczęście były. A tak to wygląda od tyłu:
Nie wyrobiłam jeszcze nawet połowy tej włóczki, więc z pewnością będą kolejne poduszki, ale jak już pisałam nie wiem kiedy uda mi się je skończyć. Trzecia już jest na drutach. W głowie mam też inne, ale wszystko w swoim czasie.
Jeszcze banerek zabawy:
I odpowiedź na pytanie nieobowiązkowe:
Podobnie jak cała reszta widzę mnóstwo plusów. Na początek banały, ale jakże prawdziwe - to najlepsza promocja naszych blogów jaka może być. Od chwili wejścia do zabawy licznik wejść dostał turbo przyspieszenia, komentarzy również. Poznałam mnóstwo ciekawych blogów, technik i ludzi,w tym kogoś, kto obchodzi urodziny w tym samym dniu co ja (zdarzyło mi się to dopiero drugi raz w życiu). "Kolorki" zmuszają nas do tego, aby zrobić coś ponad codzienną rutynę i wydaje mi się, że wiele z nas nie wyobraża sobie, że mogłaby sobie odpuścić. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że dzięki zabawie zmienia się nasze spojrzenie na niektóre kolory, a jeszcze bardziej na ich nietuzinkowe zestawienia. Takim skrajnym wręcz przykładem jest dla mnie pomarańcz z fioletem, zestawienie szalone, ale od czasu lutowych kolorków zaczęło się pojawiać jakby częściej, choć wcześniej większość z nas pewnie nawet by o nim nie pomyślała. Co do minusów, to trudno takowe znaleźć. Trochę boli, że zabawy nie można łączyć z innymi wyzwaniami, ale ostatnio szefowa jakby nam miękła w tym temacie i coraz więcej pojawia się odstępstw od tej reguły.
Reasumując, "Cykliczne Kolorki" to najlepsza i najpopularniejsza zabawa w blogosferze i nawet nie myśl Danusiu, żeby ją kończyć. No chyba, że masz pomysł na coś jeszcze lepszego, co w sumie nie byłoby takie znowu dziwne :)
Pozdrawiam wszystkie kolorystki, a kto jeszcze nie dołączył do zabawy, niech szybko naprawi ten błąd. A ja zmykam zajrzeć jeszcze do Was, bo widzę, że mi się zaległości ostatnio porobiły.