piątek, października 03, 2014

Podsumowanie gry w czerwone i "moje" daniele

Dziś wyjątkowo nie pokażę nic nowego.
Na początku parę uwag odnośnie podsumowania zabawy u Danusi. Jak zapewne większość z Was doskonale wie - zebrało się nas 72 (a właściwie to nawet 73) sztuki! Danusia jak zwykle przygotowała piękne kolaże naszych prac, potrzebowała aż czterech, żeby wszystkich zmieścić :)
Pozwoliłam sobie jeden z nich podkraść:


To ten, na którym znalazła się moja praca. Pozostałe możecie zobaczyć u Danusi klikając w obrazek :)
Kiedy dotychczas czytałam u Was teksty typu: "Ale się tu u mnie zrobiło tłoczno, to za sprawą zabawy u Danusi" - jednak nie do końca zdawałam sobie sprawę, co to oznaczało. Teraz już wiem! Były momenty, że nie nadążałam odpisywać na komentarze. Ja z kolei wiem, że nie udało mi się dotrzeć do wszystkich z Was, ale postaram się to jeszcze nadrobić. Wprawdzie ambitnie pootwierałam sobie sporo linków w osobnych kartach, ale oczywiście nie udało mi się od razu wszędzie zajrzeć, a kiedy wróciłam okazało się, że komputer jest tak zamulony, że tylko reset może mu pomóc. Cóż niestety współdzielę go z moją najmłodszą córką, a że sprzęt już niemłody (niewiele młodszy od niej), to po prostu czasem nie daje już rady. W ten sposób kompletnie straciłam rachubę gdzie już byłam, a gdzie jeszcze nie ;-)
Od momentu zgłoszenia spinki do zabawy w kolory nawet nie tknęłam koralików. Miałam dość wariacki tydzień. Moje dziecko najstarsze na kilka dni zawitało do kraju, trzeba więc było oczy nacieszyć zanim znów zniknie na kolejne trzy miesiące... Poza tym jej autko dawno nie używane obraziło się i cynicznie odmówiło współpracy. Trzeba było więc jak za dawnych dobrych czasów trochę pobawić się w taksówkę ;-) Do robótek brakło czasu i natchnienia.
Natomiast chciałam Wam pokazać, jaki obrazek mogłam obserwować kilka dni temu z mojego balkonu. Może pamiętacie niecodzienne spotkanie mojego psa z danielem? Wspominałam wtedy o rodzince danieli odwiedzającej nas regularnie od mniej więcej roku. Na całe lato rodzice "podzielili" się synkami - jeden chodził z mamą, drugi z tatą. Teraz znowu zebrały się razem. Zbliża się bekowisko. Tak nazywa się okres rui u danieli (odpowiednik rykowiska jeleni). Na filmie widać jak tatuś uczy jednego z synków fechtunku. Drugi miałby ochotę się przyłączyć, ale trochę mu śmiałości brak. Mamusia pasie się w pewnej odległości, przyglądając się ze spokojem tej scence (na filmie nie mieści się w kadrze, więc musicie mi uwierzyć na słowo):


Podobno nie często udaje się sfilmować takie sceny w naturze, bo odbywają się one raczej nocą, a w każdym razie po ciemku. "Moje" daniele okazały się na tyle miłe, że wybrały porę popołudniową, kiedy jeszcze jest w miarę jasno. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze załapać na "ciąg dalszy".
Filmik nie jest porażającej jakości, bo kręciłam go zwykłym aparatem fotograficznym i to ze znacznej odległości, ale chyba widać o co chodzi. Ścieżkę dźwiękową pozwoliłam sobie usunąć, bo słychać tam było głównie szczekanie psa sąsiadki i nieustające pytania mojej najmłodszej ;-)
PS. To moja pierwsza próba opublikowania filmu, więc jakby było coś nie tak, to krzyczcie!

10 komentarzy:

  1. No to teraz już wiesz co to są te dzikie tłumy i tłok na blogu :) Ja za pierwszym razem byłam mocno zdziwiona :))) A nauka fechtunku super! Zazdroszczę możliwości oglądania takich rzeczy na żywo i też mam nadzieję na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, teraz już rozumiem co to znaczy dzikie tłumy. I to mimo, że zgłosiłam się prawie w ostatniej chwili. Aż strach pomyśleć, co będzie jak wyrobię się wcześniej ;-)
      A daniele mam nadzieję, że nadal będą współpracować i jeszcze coś ciekawego pokażą ;-)

      Usuń
  2. Wow, nieźle!!! Zdarzało się, że odwiedzały nas sarny na naszym ogrodzie zanim założyliśmy płot, ale takich widoków to nie miałam okazji uświadczyć... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tak. Sarny też nas odwiedzały. Dlatego musieliśmy się ogrodzić, bo szans nie było, żeby cokolwiek się uchowało, co się posadziło ;-)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Oj tłoczno, tłoczno. Ja nie wiem, kiedy te kobietki mają czas tyle fajnych rzeczy robić, ja nie nadążam z komentarzami :) . Piękny widok z okna - zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy robić, to jeszcze rozumiem, ale kiedy tyle blogów odwiedzić i jeszcze komentarz zostawić, to już insza inszość ;-)
      A widok z okna - owszem niczego sobie, narzekać nie mogę.

      Usuń
  4. Ja już kiedyś miałam okazję porównać ten ruch na blogu do tego w centrum handlowym na wyprzedażach :-). Fajne uczucie, że tak dużo osób nas odwiedza, a niektóre zostają na stałe.
    Filmik nagrałaś świetny, nic tylko pozazdrościć takich widoków :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest , chociaż po wyprzedażach raczej nie chodzę ;-)
      Filmik jest, jaki jest; niestety nie posiadam kamery, a czasem przydałby się trochę lepszy sprzęt :)

      Usuń
  5. Oj, zazdroszczę Ci takich pięknych scen. Ja niestety nie mam możliwości spotkania w lesie jakiegokolwiek zwierza, chyba Niemcy już wszystko wystrzelali. W Polsce owszem, często spotykał się różne stwory kopytne, ale tak pięknych scen w naturze jeszcze nie widziałam.

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas wieś taka umiarkowanie rolnicza, nikt tu z roli nie żyje, bo teren trudny, a ziemia kiepska, więc i spokój względny panuje. Dużo łąk, nieużytków i krzaków - najwyraźniej zwierzynie to odpowiada. Saren u nas więcej niż krów, a te daniele pojawiły się rok temu, prawdopodobnie zwiały z pobliskiej zagrody, ale jak się okazało wszystkim to pasuje. Danielom również. A dzięki temu nie boją zbytnio ludzi i można je podglądać w różnych sytuacjach :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger